28.12.13

Rozdział ósmy





Michelle z niedowierzaniem wpatrywała się w tekst, który widniał przed jej oczami. Dwa niewyraźne zdjęcia miały potwierdzić tą wyssaną z palca historię. Zacisnęła palce w pięści i z głośnym przekleństwem na ustach wyrzuciła kolorową gazetę do kosza.
- Mich, wszystko w porządku? 
Ben wszedł do kuchni, w której znajdowała się jego ukochana i spojrzał na nią zaniepokojony. Dziewczyna stała bokiem do niego i od razu zauważył jej dziwną minę.
- Nie wierzę, że to zrobił. Jak on mógł?! - zapytała głosem ociekającym wściekłością. - Jak mógł to wykorzystać?
- Czytałaś tą historyjkę?
- Myślałam, że nic, co zrobi nie będzie w stanie mnie zaskoczyć, a jednak się myliłam. Jak on mógł?
- Nie wiem. Nigdy nie zrozumiem ludzi, takich jak on - powiedział Ben, podchodząc do dziewczyny. - To tylko głupia, w dodatku nieprawdziwa historia. Najważniejsze, że my wiemy jaka jest prawda.
- My tak, ale teraz wszyscy myślą, jakim to on nie jest wspaniałym ojcem. 
- Hej, spokojnie, nie denerwuj się - rzucił uspokajająco, po czym przytulił ją do siebie. - Nie warto przejmować się tym, co napisali w tej głupiej gazecie. Ludzie, którzy znają ciebie i twoją historię, nigdy nie uwierzą w tą bujdę. I tylko to powinno się liczyć, prawda? - Odsunął ją lekko od siebie i odgarnął z jej czoła kosmyk włosów. - A teraz proszę o uśmiech. Dostanę jakiś uśmiech? No dalej, nie daj się prosić, mały, szczery uśmiech dla Bena. - Gadał jak najęty, robiąc przy tym tak rozpaczliwie zabawne miny, że Michelle nie wytrzymała długo i jej kąciki ust uniosły się ku górze. - Od razu lepiej! Wiesz, uwielbiam twój uśmiech - wyszeptał, ponownie biorąc ją w ramiona. 
- Tak? Chyba będę musiała częściej to robić - powiedziała, zarzucając mu ręce na szyję.
Jej humor diametralnie się poprawił. Nie wiedziała jak to możliwe, ale tylko Ben potrafił tak szybko poprawić jej nastrój. Patrząc w jego oczy, nie mogła myśleć o swoim byłym mężu i jego kolejnym wyskoku. Widziała tylko czułe spojrzenie Bena, w którym całkowicie się zatraciła. 
- Zdecydowanie powinnaś - wymruczał do jej ucha. Pocałował ją delikatnie szyję i robiąc ślad z drobnych pocałunków, przeniósł usta na jej wargi. - Uwielbiam twoje usta.
- Też je lubię - odpowiedziała, po czym przylgnęła do niego jeszcze bardziej. Mężczyzna jednak miał ochotę ją trochę pozwodzić. W chwili, gdy dziewczyna uniosła twarz, wystawiając usta do pocałunku, Ben cmoknął ją w nos. Następnie zrobił to samo z czołem, powiekami i policzkiem. - Testujesz moją cierpliwość? - zapytała, nieco rozbawiona. 
- Może - odpowiedział, w końcu natrafiając na jej usta. Złączyli się w dość długim, pełnym pasji pocałunkiem.
- Nie wiedziałam, że mogę się tak czuć, jakbym nigdy nie widziała nieba - powiedziała Mich, gdy po jakimś czasie oderwali się od siebie.
Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy i zobaczyła to, czego nie musiał mówić. Jego miłość do niej sprawiała, że wszystko wydawało się prostsze i lepsze. 
- Wiesz, nie chciałbym przerywać tej wspaniałej chwili, ale niestety muszę jechać do restauracji...
- Naprawdę musisz? Nie mógłbyś sobie wziąć dnia wolnego? - zapytała, wykrzywiając usta w podkówkę. 
- Bardzo chętnie, ale nie sądzę by mój szef uznałby to za dobry pomysł.
- Myślisz, że może udałoby mi się przekonać twojego szefa? - wyszeptała zmysłowo, po czym delikatnie przygryzła wargę.
- Pewnie dałby się przekonać, ale to nie jest dobry pomysł. Mam dzisiaj urwanie głowy w restauracji, ale wynagrodzę ci to wieczorem, zgoda? 
Michelle pokiwała głową i uśmiechnęła się lekko. Patrzyła jak mężczyzna zbiera się do wyjścia i poczuła lekki smutek.
- Ben - odezwała się, widząc jak otwiera drzwi od mieszkania. - Tak jakby cię lubię, wiesz? - powiedziała, opierając się o ścianę.
- Dzięki. W sumie nawet dobrze się składa, zważywszy na to, że cię kocham - odpowiedział, posyłając jej uśmiech. Jeden z tego rodzaju, od którego uginają się kolana. - Do zobaczenia później!


Kilka dni później Michelle z ciężkim sercem wracała z uniwersytetu. Miała ochotę rzucić się na łóżku, zawinąć w kołdrę i wypłakać morze łez. Pomimo wszelkich starań i próśb, dziekan nie dał się przekonać i musiał ją usunąć z uczelni. Kolokwium, którego nie napisała przez wypadek Caroline miał zaważyć o jej przyszłości. Nie miała możliwości, by napisać to w innym terminie, przez co wyleciała. 
Zacisnęła pięści. Była zła, żeby nie powiedzieć, że wściekła. Weszła do budynku, w którym mieściło się jej mieszkanie i udała się w stronę windy. Nie miała nawet siły, by wejść po schodach na szóste piętro, na którym mieszkała. Obiecała Benowi, że odezwie się jak tylko wróci do domu, jednak nie miała na to ochoty. Postanowiła także nie odbierać córeczki od pani Lopez, u której zostawiła małą przed wyjściem. Chciała pobyć teraz sama i w samotności znieść gorycz tej porażki. Nacisnęła guzik przywołujący windę, równocześnie walcząc ze łzami. 
- Michelle!
Usłyszała jak ktoś woła jej imię i wcale nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kim jest ta osoba. Spojrzała na nieotwierające się drzwi, modląc się w duchu, by winda w końcu przyjechała. 
- Mich, proszę...
- Czego chcesz? - warknęła, gdy mężczyzna stanął koło niej, a ona nie mogła go dłużej ignorować. 
- Chcę tylko porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Alex - odpowiedziała, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. 
- To nie ja sprzedałem tą historię do gazety. Nigdy bym wam nie zrobił czegoś takiego.
- Wiesz, to zadziwiające, że to mówisz, skoro nie dalej jak rok temu porzuciłeś mnie i swoją córkę dla jakiegoś kaprysu. Nie wiem czemu, ale w ogóle ci nie wierzę - wyrzuciła z siebie, posyłając mu ironiczny uśmiech. 
Na całe szczęście dla niej drzwi od windy właśnie się otworzyły. Pozdrowiła swoją wysiadającą z niej sąsiadkę i zrobiła krok naprzód. Nacisnęła podświetlony przycisk z szóstką i ten przyspieszający zamykanie drzwi. Nie przewidziała jednak tego, że w ostatniej chwili Alexis wejdzie za nią. 
- Co ty robisz? - warknęła zdziwiona. Była w takim szoku, że zanim zdążyła zareagować, winda ruszyła w górę. 
- Chcę porozmawiać - odpowiedział jej spokojnie mężczyzna. 
- Już ci mówiłam, że nie mamy o czym. 
- To wina mojego agenta, ja nie miałem z tym nic wspólnego. Musisz mi uwierzyć.
- Tak, bo ty jesteś wzorem i powinnam ci wierzyć na słowo - odpowiedziała z kpiną w głosie. Zerknęła na wyświetlacz i zobaczyła, że znajdują się już na czwartym piętrze. Jeszcze chwila i się od niego uwolni. 
W tym samym momencie Alexis wyciągnął rękę i nacisnął STOP, przez co winda momentalnie stanęła w miejscu. 
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęła na niego, próbując dostać się do panelu z przyciskami. Alex jednak zastawił jej dostęp własną osobą i nijak nie potrafiła do niego dosięgnąć. - Pogięło cię?! Natychmiast uruchom tą windę!
- Najpierw mnie wysłuchasz - odpowiedział spokojnie, patrząc jak Michelle zaczyna się robić coraz bardziej czerwona na twarzy. Nie chciał robić tego w ten sposób, ale zależało mu, by dziewczyna wiedziała jaka była prawda. Próbował się do niej dodzwonić, ale albo odkładała  słuchawkę, albo odzywała się sekretarka. - Wiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale naprawdę nie zrobiłbym wam tego. Nie po tym, co już przeze mnie przeszłyście. Nigdy nie wykorzystałbym wypadku Caroline i przenigdy nie poleciałbym go tego szmatławca, żeby opowiedzieć im moją historię. Pamiętasz przecież, że nigdy nie przepadałem za tymi wszystkimi mediami.
Michelle była na niego wściekła. Na tyle wściekła, że jego słowa praktycznie do niej nie docierały. Nie chciała mu wierzyć, chociaż wiedziała, że stary Alexis nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Pamiętała jak zareagował, gdy wszystkie te szmatławce rozpisywały się o śmierci jego taty. Chłopak bardzo to przeżył i był wściekły, gdy przeczytał o tym w gazetach. Miał nawet zamiar podać do sądu te wszystkie pisma, jednak Michelle przemówiła mu do rozsądku. Tym razem stał przed nią nowy Alexis. Alexis, którego nie znała i nie miała pojęcia do czego był zdolny. 
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo, więc daruj sobie te tłumaczenia. To nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Rób, co chcesz, żyj swoim życiem i zostaw w spokoju mnie i Caroline. A teraz z łaski swojej uruchom tą windę - rzuciła nieco spokojniejszym tonem.
Widziała, jak Alex otwiera usta, żeby coś powiedzieć, jednak zrezygnował z tego pomysłu. Zwiesił lekko głowę i odwrócił się, naciskając przycisk, który miał sprawić, by winda ruszyła. Dźwignia jednak ani drgnęła. Zdziwiony nacisnął guzik kolejny raz. Ponownie bez rezultatu. Zaczął dusić raz za razem jednak i to nic nie dało.
- Uruchomisz tą windę, czy sama mam to zrobić? - Mich warknęła za jego plecami.
- Chyba mamy mały problem - powiedział, powoli odwracając się w jej stronę. - Tak jakby coś się zacięło...
Słysząc te słowa Michelle przepchnęła się do przodu, by samemu sprawdzić w czym tkwi problem. Dusiła na wszystkie możliwe przyciski, warczała, przeklinała, jednak winda nie słuchała jej poleceń. Nerwowo zaczęła krążyć po małym pomieszczeniu sycząc pod nosem tony epitetów skierowanych do Alexisa.
- Nie ma zasięgu - odezwał się, przerywając jej tyradę, po czym schował telefon do kieszeni swoich markowych dżinsów. - Chyba musimy poczekać, aż ktoś nas tu znajdzie.
- Nawet się do mnie nie odzywaj - dziewczyna warknęła, sprawdzając równocześnie swoją komórkę. - Przeklęta winda - syknęła pod nosem.
- Wiesz, w sumie to twoja wina - stwierdził Alexis, gdy w pół godziny później nadal znajdowali się w tym samym położeniu. - Gdybyś odebrała telefon, gdy dzwoniłem, nie musiałbym się uciekać do takich drastycznych środków - dodał, widząc jej zdziwione spojrzenie.
- Gdybyś nie zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką, nigdy by nie doszło do takiej sytuacji - odpowiedziała, patrząc na niego lodowatym wzrokiem.
Przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy. Alexis był tym, który pierwszy odwrócił wzrok. Opuścił się po ścianie i usiadł na podłodze, wyciągając przed siebie nogi. 
- Przepraszam. Nigdy wcześniej ci tego nie mówiłem, ale przepraszam. Za to co wam zrobiłem - dodał, zadzierając głowę do góry.
- Szybko zebrało ci się na przeprosiny - prychnęła, siadając po drugiej stronie małego pomieszczenia. Była zmęczona, zła i na dodatek niemiłosiernie zaczęły ją boleć nogi. Oparła głowę o ścianę i przymknęła oczy.
Alexis obserwował ją bez najmniejszego skrępowania. Wyglądała tak jak zawsze, przez miniony rok praktycznie w ogóle się nie zmieniła. Wiedział jednak, że to tylko pozory.
- Pamiętasz jak pojechaliśmy na weekend pod namiot? - zapytał, nie spuszczając z niej wzroku.
- Wtedy, kiedy byłeś tak wystraszony, gdy kot skoczył z drzewa na nasz namiot, że chciałeś wiać gdzie pieprz rośnie? - rzuciła złośliwie, unosząc w górę jedną powiekę.
- To był bardzo duży kot. I nie zapominaj, że trochę wtedy wypiliśmy - usprawiedliwił się, uśmiechając się lekko na to wspomnienie. - Sama też miałaś stracha tylko nie chciałaś się przyznać.
- Do czego dążysz?
- Pamiętam, że ten weekend powinien być niewypałem. Pomijając ogromnego kota, praktycznie cały czas padało, więc siedzieliśmy bezustannie w namiocie.
- Alex, ja tam byłam. Nie mam sklerozy. Nie rozumiem, po co to teraz wyciągasz. Nie mam najmniejszej ochoty na tą rozmowę.
- Trzy pytania - powiedział po chwili milczenia.
- Co? - Michelle otworzyła oczy i spojrzała na niego z wymalowanym zdziwieniem na twarzy.
- Trzy pytania. Jedna z naszych gier, jakimi sobie umilaliśmy wtedy czas. Chwilowo jesteśmy zamknięci i tak jakby skazani na siebie, więc możemy chociaż porozmawiać.
- Zapomnij - prychnęła, kręcąc głową.
- Przestań, trzy pytania, trzy szczere odpowiedzi. Pozwolę ci nawet zacząć. - Mężczyzna próbował ją zachęcić, jednak Michelle siedziała dalej niewzruszona. - Dobra, nie chcesz, to ja zacznę. Widziałem cię kiedyś na trybunach na jednym z meczy. Przyszłaś tam dla mnie, czy Davida?
- To jest dla ciebie ważne? - Spojrzała na niego z uniesioną brwią. - Dla drużyny, dla Davida i pewnie dla ciebie trochę też - odpowiedziała, sama się sobie dziwiąc, że to robi. Najwyraźniej naprawdę zaczęło  się jej nudzić, albo chciała, żeby dał jej spokój.
- Czyli czułaś wtedy coś do mnie?
- Oprócz nienawiści? Marzyłam o tym, żebyś połamał sobie obie nogi - powiedziała poważnym tonem.
Alexis uniósł jeden kącik ust w górę.
- Dobra, teraz Twoja kolej.
Michelle nie miała najmniejszej ochoty grać w tą jego głupią grę. Wiedziała jednak, że skoro utknęli w tym małym pomieszczeniu na nie wiadomo jak długo, Alex nigdy nie da jej spokoju.
- Jak sobie życzysz - powiedziała głosem, który aż ociekał słodyczą. - Zawsze się zastanawiałam jak wolałbyś umrzeć. Myślałam nad wypadkiem samochodowym, katastrofie lotniczej, potrąceniu przez pociąg. Co byś wybrał? - zapytała, uśmiechając się nieszczerze.
- Ha, ha, bardzo zabawne. Kochasz go bardziej niż mnie?
Michelle spojrzała na niego zaskoczona, niezdolna do wypowiedzenia słowa. Od razu zrozumiała o kogo mu chodzi. Nie mieściło jej się w głowie, jak on mógł w ogóle zapytać o coś takiego. Na szczęście nie zdążyła się odezwać, żeby powiedzieć co o tym myśli, gdyż nagle drzwi od windy ruszyła z miejsca.
Dziewczyna niemalże od razu zerwała się na nogi chwyciła w dłoń torebkę i gdy tylko winda zatrzymała się na jej piętrze, wyskoczyła z tego małego pomieszczenia.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Dobiegł ją jeszcze głoś Alexisa. Dobrze o tym wiedziała, ale nie zamierzała mu odpowiadać.





***

Chyba trochę przeceniłam moje możliwości. Od 7 tygodni pracuję na nocnej zmianie, co nieźle mnie wykańcza. Całkowicie zmieniłam tryb życia na tryb nocny, przez co wyglądam i zachowuję się nieco jak zombie (może z wyjątkiem chęci zjadania ludzkich mózgów). A co jeszcze się z tym wiąże nie mam ani siły na pisanie. Gdy tylko najdzie mnie wena, coś tak sobie skrobnę i później wychodzi takie coś, co przeczytałyście powyżej. 

I tak przy okazji życzę Wam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku. Oby ten przyszły rok był o wiele lepszy niż poprzedni!