Spakowała
zakupy do bagażnika swojego niebieskiego mini Coopera, zastanawiając się, czy
kupiła wszystko, co było jej potrzebne. Przeleciała wzrokiem zakupione produkty
i niepewnie zamknęła bagażnik. Miała nadzieję, że niczego nie będzie jej
brakować. Dzisiaj miał być wyjątkowy wieczór i musiała się postarać, by
wszystko wyszło idealnie.
Wsiadła
do środka auta, odpaliła silnik, po czym wyjechała z parkingu włączając się do
ruchu. Z radia dobiegała ją piosenka, którą zaczęła nucić pod nosem.
-
Don’t worry. Be happy – śpiewała cicho z uśmiechem na ustach, wybijając rytm
rękami na kierownicy.
Była
szczęśliwa. Wróciła na studia, które zmuszona była porzucić, gdy dowiedziała
się, że jest w ciąży. Miała wspaniałą córeczkę, która była dla niej całym
światem. Dziewczynka była zdrowa i rozwijała się prawidłowo, co chyba
najbardziej cieszyło Michelle. Mogła się w nią godzinami wpatrywać, gdy mała
spała. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby zabrakło jej małej kruszynki.
Zatrzymała
się pod księgarnią. Przed wyjściem obiecała Caroline nową książeczkę do
czytania. Wątpliwe było, czy jej córeczka jeszcze by o tym pamiętała, ale ona
zawsze starała się dotrzymywać obietnic. To było dla niej najważniejsze.
Ruszyła
w kierunku działu dla dzieci. Po chwili już z kolorową książeczką w ręce
kierowała się w stronę kasy. Przystanęła jednak, gdy jej uwagę przykuła pewna
książka. Podeszła bliżej i przeczytała napis. ‘Kamasutra dla kobiet w ciąży”.
Uśmiechnęła się pod nosem, od razu myśląc o przyjacielu i jego żonie, która
była w piątym miesiącu ciąży. Domyślała
się, że Carrie ją pewnie za to zabije, ale David będzie zachwycony tym
prezentem.
Po
dokonaniu płatności z jeszcze lepszym humorem ruszyła w kierunku samochodu.
Rzuciła obie książki na tylne siedzenie.
Otworzyła drzwi od kierowcy, gdy nagle poczuła na brzuchu czyjeś ręce. Nie
musiała się odwracać, by wiedzieć do kogo należą. Poznała go po zapachu.
- Co tutaj robisz? – zapytała,
przytulając plecy do jego klatki piersiowej.
-
Zauważyłem, że wychodzisz ze sklepu i postanowiłem się przywitać – wyszeptał do
jej ucha.
Dziewczyna
zadrżała lekko, czując na sobie jego gorący oddech. Przekręciła się w jego
ramionach i spojrzała w czekoladowe oczy, które niemal przewiercały ją na
wskroś.
-
To dlaczego jeszcze się nie przywitałeś? – zapytała, przechylając lekko głowę.
Po
chwili na swoich malinowych ustach poczuła jego miękkie wargi. To był leniwy
pocałunek, w którym nie było nic erotycznego. Michelle jednak zapragnęła
więcej. Uwielbiała jego usta. Zachwycało ją to, że jednym pocałunkiem potrafił
ją przenieść do innego świata. Świata, którym liczyli się tylko oni.
Mężczyzna
jednak po chwili oderwał usta od jej warg i oparł czoło na jej czole. Leniwie
otworzył oczy, patrząc na jej przymknięte powieki. Żałował, że za chwilę będzie
musiał popsuć jej ten dobry humor.
-
Mich? – wyszeptał cicho, chcąc, by dziewczyna otworzyła oczy i na niego
spojrzała.
Ta
jednak tylko wymamrotała coś cicho, nie chcąc psuć chwili. Powoli docierały do
niej odgłosy miasta. Przejeżdżające samochody, jacyś ludzie kłócący się na
środku chodnika. Nadal jednak wyczuwała głośne bicie ich serc.
-
Co? – Po dłuższej chwili otworzyła oczy i skrzywiła się lekko. – Ben, dlaczego
masz taką minę, jakbyś chciał mi powiedzieć, że za chwilę nastąpi koniec
świata?
-
Będziemy musieli przełożyć nasz dzisiejszy wieczór – powiedział, nie przestając
jej patrzeć w oczy.
-
Mogę udać, że po prostu się przesłyszałam, a ty właśnie powiedziałeś, że nie
możesz się doczekać dzisiejszego wieczoru? – zapytała z nadzieją w głosie,
jednak doskonale wiedziała jaka będzie jego odpowiedź.
-
Przepraszam – wyszeptał cicho. Widząc jej zawiedzioną minę poczuł wyrzuty
sumienia. To miał być ich pierwszy od dawna wspólny wieczór. Mieli go spędzić
zupełnie sami. Mich miała przygotować kolację, a później poszliby na
romantyczny spacer. – Robert znowu wpadł w kłopoty i muszę mu pomóc.
-
Mówiłam już, że nie lubię twojego brata? – powiedziała, marszcząc lekko nos.
Chłopak
uśmiechnął się lekko, ale doskonale ją rozumiał. Robert był jego starszym
bratem, a pomimo jego trzydziestu dwóch lat nadal zachowywał się jak dziecko.
Ciągle wpadał w jakieś tarapaty i to Ben musiał go z nich wyciągać. Nie mógł mu
odmówić. Robert był jego jedyną rodziną i Michelle doskonale to wiedziała. Żałowała
tylko, że musiał on mieszkać aż w Nowym Jorku.
-
Postaram się załatwić to najszybciej jak się da i od razu do ciebie wrócę,
dobrze? – odgarnął z jej policzka kosmyk ciemnych włosów i uśmiechnął się
lekko.
-
Możesz przywieźć też brata. Chętnie skopię mu ten jego kościsty tyłek –
rzuciła, wzdychając lekko. – Będę tęsknić.
-
Ja też. To tylko trzy dni. Obiecuję, że będę codziennie dzwonił – powiedział,
całując jej policzek.
-
O której masz samolot? – zapytała, wtulając się w jego ciepłe ramiona.
-
Za dwie godziny.
-
Czyli musisz już iść?
-
Chyba tak.
-
Naprawdę będę tęsknić – powiedziała, przytulając do mocniej. – Ale jak mus, to
mus. Pamiętaj, że obiecałeś codziennie dzwonić – zaznaczyła, uśmiechając się
lekko.
-
Będę pamiętał. – Pocałował ją krótko, po czym zbliżył usta do jej ucha. –
Kocham cię – wyszeptał cicho.
Po
chwili została już sama. Była lekko zawiedziona, jednak wiedziała, że gdyby Ben
naprawdę nie musiał to nigdzie by nie pojechał. Rodzina była dla niego
najważniejsza i chyba to zaimponowało jej najbardziej. Potrafił rzucić wszystko
i jechać pomagać bratu, który z każdym dniem coraz bardziej rozrzucał majątek
ich rodziny.
Wysiadając
z samochodu tuż przed swoim blokiem, zaplanowała już wieczór dla niej i
Caroline. Postanowiła, że obejrzą sobie jakąś bajkę. Później uśpi córeczkę, a
sama wskoczy do wanny z kieliszkiem wina w ręce. Otworzyła bagażnik i już miała
wyciągać z niego zakupy, gdy usłyszała, że ktoś ją woła.
-
Gotowa na dzisiejszy wieczór?
-
Ciebie chyba nie powinno to interesować, Villa – odpowiedziała mu, śmiejąc się
z jego miny.
-
Chyba powinienem sobie to zapamiętać na przyszłość – rzucił, wyłączając silnik
swojego astona martina. – Kupiłaś sobie odpowiednią bieliznę?
-
Zamiast zadawać takie głupie pytania, mógłbyś ruszyć swoje cztery litery i mi
pomóc – powiedziała, wyciągając z bagażnika torby z zakupami.
-
Sorry Winnetou, śpieszę się na trening – posłał jej znaczący uśmiech.
-
Jak zawsze Villa, jak zawsze. Jedź, bo jeszcze się spóźnisz – rzuciła, kręcąc
lekko głową.
Krzyknął
coś do niej jeszcze, ale nie zdołała tego wyłapać, a po chwili już go nie było.
Wywróciła oczami, zastanawiając się jak bardzo by mu się dostało, gdyby jego
żona dowiedziała się, jak szybko jeździ.
Zabrała
swoje zakupy i książki ze środka samochodu, po czym ruszyła w kierunku klatki
schodowej. Okolica, w której mieszkała może i nie była na najwyższym poziomie.
Była jednak kolorowa, blisko znajdował się park i plac zabaw. Idealnie nadawała
się do ludzi, którzy mieli dzieci. Weszła do swojego skromnego mieszkania i od
razu skierowała się do kuchni.
Była
ona mała, jednak spokojnie mieściła wszystkie sprzęty, jakie były jej
potrzebne. W mieszkaniu miała jeszcze średniej wielkości salon, pokój Caroline,
swoją sypialnię i wygodną łazienkę. Może i nie były to luksusy, w których
kiedyś mieszkała, ale dla niej były to wystarczające warunki.
David
nie raz proponował jej zmianę mieszkania na większe i bardziej luksusowe.
Jednak ona wolała swoje małe i skromne lokum. Tutaj było jej dobrze.
Po
rozpakowaniu wszystkich zakupów, ponownie opuściła swoje miejsce zamieszkania.
Wciągnęła w płuca świeże powietrze i z uśmiechem na ustach ruszyła odebrać
swoją córeczkę.
Nie
chciała myśleć o tym, co by zrobiła, gdyby na jej drodze rok temu nie pojawił
się David Villa. Okazał jej wsparcie wtedy, gdy najbardziej potrzebowała
przyjaciela. Gdyby nie on i jego żona nie wiedziała, co by się stało z nią i
Caroline. Dzięki ich pomocy udało jej się podnieść po tym wszystkim i jakoś
ogarnąć swoje życie. Dopiero niedawno zaczęła wierzyć w to, że wszystko się
ułoży i że będzie jeszcze szczęśliwa.
Weszła
na teren strzeżonego osiedla, gdzie pierwszą rzeczą jaka uderzała w człowieka,
to przepych i bogactwo. Dookoła otaczały ją wielkie wille, idealnie skoszone
trawniki i niesamowicie drogie samochody. Przechodziła właśnie koło palcu
zabaw, gdy usłyszała radosny śmiech swojej córeczki.
Ruszyła
w tamtym kierunku, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-
Mama – krzyknęła jej szesnastomiesięczna córeczka, powoli idąc w jej stronę.
Michelle
była jednak szybka i złapała Caroline, mocno do siebie przytulając.
-
Cześć kruszynko. Tęskniłaś za mamusią? – zapytała, cmokając dziewczynkę w nos.
-
Nie wiem, co w nich wstąpiło, ale strasznie dzisiaj wariują – odezwała się
dziewczyna, która stanęła obok, trzymając za rękę czteroletniego Pedro i prawie
dwuletniego Rico.
-
Carrie, czy ty czasami nie powinnaś siedzieć teraz w domu? W łóżku? – zapytała
Michelle, uśmiechając się lekko.
-
David nic nie wie i się nie dowie – powiedziała z przebiegłym uśmiechem. – Rosa
zachorowała, a dzieciaki chciały przyjść tutaj i rozumiesz…
-
Co nie zmienia faktu, że powinnaś teraz leżeć w łóżku, a nie uganiać się za
tymi łobuziakami – skarciła ją, siadając na ławce i sadzając sobie roześmianą
córeczkę na kolanach.
-
Ja już wariuję. David ciągle każe mi leżeć w łóżku, bo lekarz powiedział, że
powinnam dużo odpoczywać. Zapomina chyba, że to już jest moja trzecia ciąża i
że wiem, jak o siebie zadbać – powiedziała, siadając obok przyjaciółki.
Michelle
uśmiechnęła się lekko. Pamiętała, jak Carrie była zła, gdy dowiedziała się, że
jest znowu w ciąży. Miała dopiero dwadzieścia osiem lat, a czasami czuła się
jak taka kura domowa. Zdarzały się takie dni, kiedy kobieta działała
automatycznie, nie zwracając uwagi na to, co robi. Cieszyła się, gdy Rico
skończył półtora roku. Chciała zacząć na nowo żyć i cieszyć się tym, co robi.
Wtedy jednak okazało się, że znowu jest w ciąży.
-
Bardzo dała ci popalić? – Mich wskazała głową na jej powiększony brzuszek.
Carrie
odruchowo przyłożyła do niego prawą rękę i zaczęła go delikatnie gładzić.
-
Dzisiaj była wyjątkowo grzeczna – odpowiedziała z uśmiechem. – Jej tatuś
bardziej daje mi popalić – skrzywiła się lekko.
-
Znowu nie dał ci spać? Mówię ci, że to już jest choroba. On mógłby cały czas
myśleć o seksie.
-
Nie tylko myśleć – rzuciła Carrie, patrząc na nią znacząco.
Michelle zaśmiała się cicho, widząc minę
przyjaciółki.
-
Chyba będę musiała z nim porozmawiać.
-
Nie musisz. To jest przyjemne, chociaż czasem bardzo… męczące.
-
Jest coś jeszcze? – zapytała Mich, patrząc na nią uważnie.
Pomimo
tego, że znały się zaledwie rok, rozumiały się niemal bez słów. Carrie trudno
było znaleźć jakąś prawdziwą przyjaciółkę. W ich świecie było trudno o osobę z
naprawdę szczerymi intencjami.
-
David wymyślał dzisiaj imiona dla naszej córeczki. – Mina Carrie mówiła sama za
siebie.
-
I rozumiem, że nie chcę wiedzieć, jak chce jej dać na imię?
-
Elena. Rozumiesz to? Na oglądał się jakichś seriali o wampirach i chce tak
nazwać naszą córeczkę. Ja z nim oszaleję! – jęknęła cicho, wstając z miejsca i
biorąc na ręce Rico.
-
Ale… Elena to nie takie znowu złe imię – wtrąciła Mich, uśmiechając się
niepewnie.
-
Jest straszne. Mi od zawsze marzyła się Sophie.
-
Sophie – zachichotał wesoło Rico.
-
Widzisz? Nawet jemu bardziej podoba się Sophie! A on nie ma nawet dwóch lat! –
powiedziała Carrie, wskazując na synka. Widząc, że chłopiec, próbuje się wyrwać
z jej ramion, powoli postawiła go na ziemi. – Dobry gust ma po mamusi.
-
Villę będzie łatwo przekonać – odezwała się po chwili Michelle, patrząc na
przyjaciółkę z tajemniczą miną.
-
Jak? – zapytała ciężarna, jednak po chwili zrozumiała, co Mich miała na myśli.
– Dobrze kombinujesz. Dlaczego ja sama na to nie wpadłam? – zapytała po kilku
sekundach.
-
Od tego masz mnie – dziewczyna ukazała w uśmiechu rząd białych zębów.
-
A ty tak właściwie nie powinnaś być w domu i szykować się na wieczór?
Carrie
spojrzała na Michelle, podając jej szklankę soku pomarańczowego. Po długiej
zabawie na placu zabaw dzieci zgłodniały i trzeba było wrócić do domu, by je
nakarmić. Teraz maluchy zasiadły przed telewizorem i oglądały bajki, a
przyjaciółki usiadły na tarasie, kątem oka obserwując swoje pociechy.
-
Musieliśmy zmienić plany. Robert znowu nawalił i Ben poleciał go ratować –
powiedziała Mich, po czym wzięła łyk orzeźwiającego soku.
-
Czasami go nie rozumiem. Kilka razy mówił, że to już ostatni raz, że nigdy
więcej mu nie pomoże, a i tak wystarczy jeden jego telefon, a on już jest w
samolocie – zamyśliła się Carrie. To właśnie ona poznała Mich z Benem i
poniekąd czuła się odpowiedzialna, za to, co się działo w ich związku.
-
Nie mam mu tego za złe. To w końcu jego jedyna rodzina… - Dziewczyna
uśmiechnęła się lekko, dopiła swój sok i podniosła się z miejsca. – Dobra, będę
się zbierać. Zrobimy sobie z Caroline dziewczyński wieczór. Nie wstawaj, trafię
do wyjścia – powiedziała, cmokając przyjaciółkę w policzek.
-
Jakby co, to możesz wpaść do nas wieczorem – rzuciła jeszcze za nią Carrie.
-
Dzięki, ale damy sobie radę. – Podeszła do trójki dzieci, które siedziały
niczym zaczarowane, wpatrując się w migający ekran. – Chodź, Caroline. Idziemy
do domku – zwróciła się do córeczki, biorąc ją na ręce.
W
przedpokoju udało się jej jeszcze wpaść na Villę.
-
Cześć. Jeszcze tu jesteś? – zapytał nieco zdziwiony jej widokiem o tej
godzinie.
-
Cześć, Villa. Już mnie nie ma – odpowiedziała mu z uśmiechem na twarzy. – Na
razie, Villa – rzuciła, wychodząc z ich domu i kierując się w stronę swojego
mieszkania.
Ze
snu wyrwał go uciążliwy hałas. Początkowo nie wiedział skąd on się wydobywa.
Założył poduszkę na głowę, próbując zagłuszyć ten hałas. Po chwili poczuł
jednak, że ktoś go szturcha.
-
David, telefon – powiedziała cicho Carrie, naciągając na głowę kołdrę.
Mężczyzna
po omacku poszukał komórkę na stoliku, który stał obok łóżka. Przyłożył telefon
do ucha, naciskając zieloną słuchawkę.
-
Słucham? – wymamrotał zaspanym głosem.
-
David, Mich jest w ciąży.
-
To super – odpowiedział Villa, nie do końca rozumiejąc treść wiadomości, jaką
przed chwilą usłyszał.
-
Super? Ona jest w ciąży!
-
Co? – Dopiero po chwili do niego dotarło, co mówił poniesiony głos przyjaciela.
- Powiedziała ci? – zapytał, pozbywając
się resztek snu.
Spojrzał
na żonę pogrążoną w śnie. Najciszej jak potrafił wstał z łóżka i przeszedł
przez sypialnie, po czym otworzył delikatnie drzwi i wyszedł na taras.
-
Kupiła o tym książki – powiedział rozpaczliwie Ben.
-
Ale to nie znaczy, że one są dla niej, prawda?
-
A dla kogo?
-
Nie mam pojęcia. – Villa potarł kark, po czym spojrzał w rozgwieżdżone niebo.
-
Musisz mi pomóc, David.
-
Jak? – zapytał niepewnie.
-
Podczas lotu wszystko przemyślałem. Słuchaj, zrobimy tak…
***
Miziniaczkowi, za te dwa pozytywne dni ♥
Chwilowo zawieszam obiecaj-mi-jutro. Na razie skupię się na tej historii.
Chwilowo zawieszam obiecaj-mi-jutro. Na razie skupię się na tej historii.
uuu zrobiło się tajemniczo, jestem bardzo ciekawa co będzie dalej, więc szybko pisz kolejny:D
OdpowiedzUsuńOhohohohohoho:)
OdpowiedzUsuńZacznę od Mich. Jak cieszy to, że się pozbierała, że jakoś poukładała sobie życie, a malutka rozwija się dobrze:) Na dodatek znalazła przyjaciół, którzy jej pomagają. Villa:DDD
Uwielbiam gościa, a tu fajnie go przedstawiłaś, wesoły roztrzepaniec hehe.
Ben...Odpowiedzialny za rodzinę, i chyba spoko facet, z tego, co przeczytałam w tym rozdziale. Ma jednak jedną podstawową wadę, próbował zrozumieć kobietę, bez pytania jej, co się dzieje. Wysnuł nieodpowiednie wnioski i rezultat widzimy. A mówią, że faceci są prości...
I gdzie jest nasz niewierny Alexis? Pewnie gdzieś się muszą spotkać z Mich, bo akcja przeniosła się do Barcelony, prawda? A, jak wiemy, Alexis też tam mieszka:D
Szkoda, że zawieszasz ten drugi blog, bo naprawdę zapowiadał się świetnie. Pozostaje mi czekać, aż nabierzesz weny i go pociągniesz z następnymi częściami. Trzymam kciuki i pozdrawiam:)
Czyżby Ben wpadł w ciążową panikę?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Mich ułożyła sobie życie po stracie Sancheza. Jednak życie można zacząć od nowa, a ona jest świetnym tego przykładem. No i najważniejsze, że ma przyjaciół, na których może liczyć.
Z jednej strony to dobre, że Ben jest odpowiedzialny za rodzine i zrobi dla niej wszystko, i wydaje mi się, że Mich też tak myśli w kontekście przyszłości swojej i córki. Ale z drugiej? Coś mi tu nie pasuje. Jeśli faktycznie lata na każde zawołanie brata, to będzie to po jakimś czasie uciążliwe.
No i czekam na spotkanie Alexisa i Mich.... Jestem ciekawa kiedy nastąpi i co się wydarzy.
Informuj mnie o nowościach :)
Plus jeśli chcesz to zapraszam na mojego drugiego bloga www.gunner-love.blogspot.com
Tajemniczo, ale fajnie. Historia trochę się skomplikowała. Jestem ciekawa cóż też takiego wymyślił Ben.
OdpowiedzUsuńczekam na nn :*
A gdzie Alexis? W całym tekście nie było o nim nawet wzmianki. Zawiodłaś mnie... Nie no, żartuję :D Rozdział bardzo mi się podobał. Dowiedzieliśmy się jak potoczyło się życie po rozstaniu Alexisa i Mich. Bardzo cieszy mnie fakt, iż dziewczyna ułożyła sobie życie. Znalazła sobie nowego faceta, wróciła na studia i jest szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńMasz u mnie plusa za dodanie Villi. Kocham tą jego zarośniętą mordkę :D
Jestem też ciekawa w jaki sposób zamierzasz znowu złączyć drogi Alexisa i Michelle. Mam nadzieję, że obejdzie się bez jakichś dramatycznych scen.
I szkoda, że zawieszasz tamtego bloga. Może dzięki temu ta historia będzie jeszcze lepsza niż mogłaby być?
Czekam na nowy rozdział, gdzie chciałabym przeczytać coś o Alexisie <3
~ Kamila :)
Najbardziej mnie cieszy obecność państwa Villi, ale to pewnie już wiesz! :D Cieszę się, że Mich z pomocą innych ułożyła sobie życie i jest szczęśliwa, ale wiem, że to nie będzie trwało długo. Czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam zakończenie tego rozdziału na myśl nasuwało mi się jedynie " O Boże! " :D Ty to umiesz człowieka zaciekawić...
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że Michelle się pozbierała i jest szczęśliwa. Dobrze, że poznała prawdziwych przyjaciół. :) Pomysł z nadaniem córce imienia " Elena " na cześć " Pamiętników Wampirów " był powalający. :) Teraz cały czas się zastanawiam, jak to tu będzie z Alexisem...
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam :)
www.you-me-always.blogspot.com
+ Nowy rozdział u mnie na blogu, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial :> no to teraz bedzie sie dzialo jak ten zobacxyl ta ksiazke. . i dtego wyjechal? Jestem ciekawa co wymyslil? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńfajny rozdział :) oj Ben się boi, że Mich jest w ciąży, haha. a ta książka jest dla kogoś innego :D zobaczymy jak to dalej będzie. + Villa oglądający pamiętniki wampirów mnie rozwalił, haha. zapraszam do siebie :) [love-is-cocaine]
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam, że Mich ma na nazwisko Marcinkowska to po prostu musiałam zacząć czytać ;D No i nie powiem brakowało mi Alexisa z solo su babe ... Chociaż tu zbyt pozytywna postacią raczej nie będzie :D
OdpowiedzUsuńPodziwiam silne kobiety a Mich taka jest wiec z przyjemnością będę śledzić jej losy (:
Nowy na floris-i-ja.blogspot.com.Zapraszam:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy czytasz, ale informuję, że nowość na pokaz-mi-jak-wyglada-niebo.blogspot.com. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na www.you-me-always.blogspot.com, zapraszam! :)
OdpowiedzUsuń