10.11.12

Rozdział pierwszy


  


    Spakowała zakupy do bagażnika swojego niebieskiego mini Coopera, zastanawiając się, czy kupiła wszystko, co było jej potrzebne. Przeleciała wzrokiem zakupione produkty i niepewnie zamknęła bagażnik. Miała nadzieję, że niczego nie będzie jej brakować. Dzisiaj miał być wyjątkowy wieczór i musiała się postarać, by wszystko wyszło idealnie.
            Wsiadła do środka auta, odpaliła silnik, po czym wyjechała z parkingu włączając się do ruchu. Z radia dobiegała ją piosenka, którą zaczęła nucić pod nosem.
            - Don’t worry. Be happy – śpiewała cicho z uśmiechem na ustach, wybijając rytm rękami na kierownicy.
            Była szczęśliwa. Wróciła na studia, które zmuszona była porzucić, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Miała wspaniałą córeczkę, która była dla niej całym światem. Dziewczynka była zdrowa i rozwijała się prawidłowo, co chyba najbardziej cieszyło Michelle. Mogła się w nią godzinami wpatrywać, gdy mała spała. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby zabrakło jej małej kruszynki.
            Zatrzymała się pod księgarnią. Przed wyjściem obiecała Caroline nową książeczkę do czytania. Wątpliwe było, czy jej córeczka jeszcze by o tym pamiętała, ale ona zawsze starała się dotrzymywać obietnic. To było dla niej najważniejsze.
            Ruszyła w kierunku działu dla dzieci. Po chwili już z kolorową książeczką w ręce kierowała się w stronę kasy. Przystanęła jednak, gdy jej uwagę przykuła pewna książka. Podeszła bliżej i przeczytała napis. ‘Kamasutra dla kobiet w ciąży”. Uśmiechnęła się pod nosem, od razu myśląc o przyjacielu i jego żonie, która była w piątym miesiącu ciąży.  Domyślała się, że Carrie ją pewnie za to zabije, ale David będzie zachwycony tym prezentem.
            Po dokonaniu płatności z jeszcze lepszym humorem ruszyła w kierunku samochodu. Rzuciła obie książki  na tylne siedzenie. Otworzyła drzwi od kierowcy, gdy nagle poczuła na brzuchu czyjeś ręce. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć do kogo należą. Poznała go po zapachu.
            - Co tutaj robisz? – zapytała, przytulając plecy do jego klatki piersiowej.       
            - Zauważyłem, że wychodzisz ze sklepu i postanowiłem się przywitać – wyszeptał do jej ucha.
            Dziewczyna zadrżała lekko, czując na sobie jego gorący oddech. Przekręciła się w jego ramionach i spojrzała w czekoladowe oczy, które niemal przewiercały ją na wskroś.
            - To dlaczego jeszcze się nie przywitałeś? – zapytała, przechylając lekko głowę.
            Po chwili na swoich malinowych ustach poczuła jego miękkie wargi. To był leniwy pocałunek, w którym nie było nic erotycznego. Michelle jednak zapragnęła więcej. Uwielbiała jego usta. Zachwycało ją to, że jednym pocałunkiem potrafił ją przenieść do innego świata. Świata, którym liczyli się tylko oni.
            Mężczyzna jednak po chwili oderwał usta od jej warg i oparł czoło na jej czole. Leniwie otworzył oczy, patrząc na jej przymknięte powieki. Żałował, że za chwilę będzie musiał popsuć jej ten dobry humor.
            - Mich? – wyszeptał cicho, chcąc, by dziewczyna otworzyła oczy i na niego spojrzała.
            Ta jednak tylko wymamrotała coś cicho, nie chcąc psuć chwili. Powoli docierały do niej odgłosy miasta. Przejeżdżające samochody, jacyś ludzie kłócący się na środku chodnika. Nadal jednak wyczuwała głośne bicie ich serc.
            - Co? – Po dłuższej chwili otworzyła oczy i skrzywiła się lekko. – Ben, dlaczego masz taką minę, jakbyś chciał mi powiedzieć, że za chwilę nastąpi koniec świata?
            - Będziemy musieli przełożyć nasz dzisiejszy wieczór – powiedział, nie przestając jej patrzeć w oczy.
            - Mogę udać, że po prostu się przesłyszałam, a ty właśnie powiedziałeś, że nie możesz się doczekać dzisiejszego wieczoru? – zapytała z nadzieją w głosie, jednak doskonale wiedziała jaka będzie jego odpowiedź.
            - Przepraszam – wyszeptał cicho. Widząc jej zawiedzioną minę poczuł wyrzuty sumienia. To miał być ich pierwszy od dawna wspólny wieczór. Mieli go spędzić zupełnie sami. Mich miała przygotować kolację, a później poszliby na romantyczny spacer. – Robert znowu wpadł w kłopoty i muszę mu pomóc.
            - Mówiłam już, że nie lubię twojego brata? – powiedziała, marszcząc lekko nos.
            Chłopak uśmiechnął się lekko, ale doskonale ją rozumiał. Robert był jego starszym bratem, a pomimo jego trzydziestu dwóch lat nadal zachowywał się jak dziecko. Ciągle wpadał w jakieś tarapaty i to Ben musiał go z nich wyciągać. Nie mógł mu odmówić. Robert był jego jedyną rodziną i Michelle doskonale to wiedziała. Żałowała tylko, że musiał on mieszkać aż w Nowym Jorku.
            - Postaram się załatwić to najszybciej jak się da i od razu do ciebie wrócę, dobrze? – odgarnął z jej policzka kosmyk ciemnych włosów i uśmiechnął się lekko.
            - Możesz przywieźć też brata. Chętnie skopię mu ten jego kościsty tyłek – rzuciła, wzdychając lekko. – Będę tęsknić.
            - Ja też. To tylko trzy dni. Obiecuję, że będę codziennie dzwonił – powiedział, całując jej policzek.
            - O której masz samolot? – zapytała, wtulając się w jego ciepłe ramiona.
            - Za dwie godziny.
            - Czyli musisz już iść?
            - Chyba tak.
            - Naprawdę będę tęsknić – powiedziała, przytulając do mocniej. – Ale jak mus, to mus. Pamiętaj, że obiecałeś codziennie dzwonić – zaznaczyła, uśmiechając się lekko.
            - Będę pamiętał. – Pocałował ją krótko, po czym zbliżył usta do jej ucha. – Kocham cię – wyszeptał cicho.
            Po chwili została już sama. Była lekko zawiedziona, jednak wiedziała, że gdyby Ben naprawdę nie musiał to nigdzie by nie pojechał. Rodzina była dla niego najważniejsza i chyba to zaimponowało jej najbardziej. Potrafił rzucić wszystko i jechać pomagać bratu, który z każdym dniem coraz bardziej rozrzucał majątek ich rodziny.  
            Wysiadając z samochodu tuż przed swoim blokiem, zaplanowała już wieczór dla niej i Caroline. Postanowiła, że obejrzą sobie jakąś bajkę. Później uśpi córeczkę, a sama wskoczy do wanny z kieliszkiem wina w ręce. Otworzyła bagażnik i już miała wyciągać z niego zakupy, gdy usłyszała, że ktoś ją woła.
            - Gotowa na dzisiejszy wieczór?
            - Ciebie chyba nie powinno to interesować, Villa – odpowiedziała mu, śmiejąc się z jego miny.
            - Chyba powinienem sobie to zapamiętać na przyszłość – rzucił, wyłączając silnik swojego astona martina. – Kupiłaś sobie odpowiednią bieliznę?
            - Zamiast zadawać takie głupie pytania, mógłbyś ruszyć swoje cztery litery i mi pomóc – powiedziała, wyciągając z bagażnika torby z zakupami.
            - Sorry Winnetou, śpieszę się na trening – posłał jej znaczący uśmiech.
            - Jak zawsze Villa, jak zawsze. Jedź, bo jeszcze się spóźnisz – rzuciła, kręcąc lekko głową.
            Krzyknął coś do niej jeszcze, ale nie zdołała tego wyłapać, a po chwili już go nie było. Wywróciła oczami, zastanawiając się jak bardzo by mu się dostało, gdyby jego żona dowiedziała się, jak szybko jeździ.
            Zabrała swoje zakupy i książki ze środka samochodu, po czym ruszyła w kierunku klatki schodowej. Okolica, w której mieszkała może i nie była na najwyższym poziomie. Była jednak kolorowa, blisko znajdował się park i plac zabaw. Idealnie nadawała się do ludzi, którzy mieli dzieci. Weszła do swojego skromnego mieszkania i od razu skierowała się do kuchni.
            Była ona mała, jednak spokojnie mieściła wszystkie sprzęty, jakie były jej potrzebne. W mieszkaniu miała jeszcze średniej wielkości salon, pokój Caroline, swoją sypialnię i wygodną łazienkę. Może i nie były to luksusy, w których kiedyś mieszkała, ale dla niej były to wystarczające warunki.
            David nie raz proponował jej zmianę mieszkania na większe i bardziej luksusowe. Jednak ona wolała swoje małe i skromne lokum. Tutaj było jej dobrze.
            Po rozpakowaniu wszystkich zakupów, ponownie opuściła swoje miejsce zamieszkania. Wciągnęła w płuca świeże powietrze i z uśmiechem na ustach ruszyła odebrać swoją córeczkę.
            Nie chciała myśleć o tym, co by zrobiła, gdyby na jej drodze rok temu nie pojawił się David Villa. Okazał jej wsparcie wtedy, gdy najbardziej potrzebowała przyjaciela. Gdyby nie on i jego żona nie wiedziała, co by się stało z nią i Caroline. Dzięki ich pomocy udało jej się podnieść po tym wszystkim i jakoś ogarnąć swoje życie. Dopiero niedawno zaczęła wierzyć w to, że wszystko się ułoży i że będzie jeszcze szczęśliwa.
            Weszła na teren strzeżonego osiedla, gdzie pierwszą rzeczą jaka uderzała w człowieka, to przepych i bogactwo. Dookoła otaczały ją wielkie wille, idealnie skoszone trawniki i niesamowicie drogie samochody. Przechodziła właśnie koło palcu zabaw, gdy usłyszała radosny śmiech swojej córeczki.
            Ruszyła w tamtym kierunku, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
            - Mama – krzyknęła jej szesnastomiesięczna córeczka, powoli idąc w jej stronę.
            Michelle była jednak szybka i złapała Caroline, mocno do siebie przytulając.
            - Cześć kruszynko. Tęskniłaś za mamusią? – zapytała, cmokając dziewczynkę w nos.
            - Nie wiem, co w nich wstąpiło, ale strasznie dzisiaj wariują – odezwała się dziewczyna, która stanęła obok, trzymając za rękę czteroletniego Pedro i prawie dwuletniego Rico.
            - Carrie, czy ty czasami nie powinnaś siedzieć teraz w domu? W łóżku? – zapytała Michelle, uśmiechając się lekko.
            - David nic nie wie i się nie dowie – powiedziała z przebiegłym uśmiechem. – Rosa zachorowała, a dzieciaki chciały przyjść tutaj i rozumiesz…
            - Co nie zmienia faktu, że powinnaś teraz leżeć w łóżku, a nie uganiać się za tymi łobuziakami – skarciła ją, siadając na ławce i sadzając sobie roześmianą córeczkę na kolanach.  
            - Ja już wariuję. David ciągle każe mi leżeć w łóżku, bo lekarz powiedział, że powinnam dużo odpoczywać. Zapomina chyba, że to już jest moja trzecia ciąża i że wiem, jak o siebie zadbać – powiedziała, siadając obok przyjaciółki.
            Michelle uśmiechnęła się lekko. Pamiętała, jak Carrie była zła, gdy dowiedziała się, że jest znowu w ciąży. Miała dopiero dwadzieścia osiem lat, a czasami czuła się jak taka kura domowa. Zdarzały się takie dni, kiedy kobieta działała automatycznie, nie zwracając uwagi na to, co robi. Cieszyła się, gdy Rico skończył półtora roku. Chciała zacząć na nowo żyć i cieszyć się tym, co robi. Wtedy jednak okazało się, że znowu jest w ciąży.
            - Bardzo dała ci popalić? – Mich wskazała głową na jej powiększony brzuszek.
            Carrie odruchowo przyłożyła do niego prawą rękę i zaczęła go delikatnie gładzić.
            - Dzisiaj była wyjątkowo grzeczna – odpowiedziała z uśmiechem. – Jej tatuś bardziej daje mi popalić – skrzywiła się lekko.
            - Znowu nie dał ci spać? Mówię ci, że to już jest choroba. On mógłby cały czas myśleć o seksie.
            - Nie tylko myśleć – rzuciła Carrie, patrząc na nią znacząco.
             Michelle zaśmiała się cicho, widząc minę przyjaciółki.
            - Chyba będę musiała z nim porozmawiać.
            - Nie musisz. To jest przyjemne, chociaż czasem bardzo… męczące.
            - Jest coś jeszcze? – zapytała Mich, patrząc na nią uważnie.
            Pomimo tego, że znały się zaledwie rok, rozumiały się niemal bez słów. Carrie trudno było znaleźć jakąś prawdziwą przyjaciółkę. W ich świecie było trudno o osobę z naprawdę szczerymi intencjami.
            - David wymyślał dzisiaj imiona dla naszej córeczki. – Mina Carrie mówiła sama za siebie.
            - I rozumiem, że nie chcę wiedzieć, jak chce jej dać na imię?
            - Elena. Rozumiesz to? Na oglądał się jakichś seriali o wampirach i chce tak nazwać naszą córeczkę. Ja z nim oszaleję! – jęknęła cicho, wstając z miejsca i biorąc na ręce Rico.
            - Ale… Elena to nie takie znowu złe imię – wtrąciła Mich, uśmiechając się niepewnie.
            - Jest straszne. Mi od zawsze marzyła się Sophie.
            - Sophie – zachichotał wesoło Rico.
            - Widzisz? Nawet jemu bardziej podoba się Sophie! A on nie ma nawet dwóch lat! – powiedziała Carrie, wskazując na synka. Widząc, że chłopiec, próbuje się wyrwać z jej ramion, powoli postawiła go na ziemi. – Dobry gust ma po mamusi.
            - Villę będzie łatwo przekonać – odezwała się po chwili Michelle, patrząc na przyjaciółkę z tajemniczą miną.
            - Jak? – zapytała ciężarna, jednak po chwili zrozumiała, co Mich miała na myśli. – Dobrze kombinujesz. Dlaczego ja sama na to nie wpadłam? – zapytała po kilku sekundach.
            - Od tego masz mnie – dziewczyna ukazała w uśmiechu rząd białych zębów.

            - A ty tak właściwie nie powinnaś być w domu i szykować się na wieczór?
            Carrie spojrzała na Michelle, podając jej szklankę soku pomarańczowego. Po długiej zabawie na placu zabaw dzieci zgłodniały i trzeba było wrócić do domu, by je nakarmić. Teraz maluchy zasiadły przed telewizorem i oglądały bajki, a przyjaciółki usiadły na tarasie, kątem oka obserwując swoje pociechy.
            - Musieliśmy zmienić plany. Robert znowu nawalił i Ben poleciał go ratować – powiedziała Mich, po czym wzięła łyk orzeźwiającego soku.
            - Czasami go nie rozumiem. Kilka razy mówił, że to już ostatni raz, że nigdy więcej mu nie pomoże, a i tak wystarczy jeden jego telefon, a on już jest w samolocie – zamyśliła się Carrie. To właśnie ona poznała Mich z Benem i poniekąd czuła się odpowiedzialna, za to, co się działo w ich związku.
            - Nie mam mu tego za złe. To w końcu jego jedyna rodzina… - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, dopiła swój sok i podniosła się z miejsca. – Dobra, będę się zbierać. Zrobimy sobie z Caroline dziewczyński wieczór. Nie wstawaj, trafię do wyjścia – powiedziała, cmokając przyjaciółkę w policzek.
            - Jakby co, to możesz wpaść do nas wieczorem – rzuciła jeszcze za nią Carrie.
            - Dzięki, ale damy sobie radę. – Podeszła do trójki dzieci, które siedziały niczym zaczarowane, wpatrując się w migający ekran. – Chodź, Caroline. Idziemy do domku – zwróciła się do córeczki, biorąc ją na ręce.
            W przedpokoju udało się jej jeszcze wpaść na Villę.
            - Cześć. Jeszcze tu jesteś? – zapytał nieco zdziwiony jej widokiem o tej godzinie.
            - Cześć, Villa. Już mnie nie ma – odpowiedziała mu z uśmiechem na twarzy. – Na razie, Villa – rzuciła, wychodząc z ich domu i kierując się w stronę swojego mieszkania.


            Ze snu wyrwał go uciążliwy hałas. Początkowo nie wiedział skąd on się wydobywa. Założył poduszkę na głowę, próbując zagłuszyć ten hałas. Po chwili poczuł jednak, że ktoś go szturcha.
            - David, telefon – powiedziała cicho Carrie, naciągając na głowę kołdrę.
            Mężczyzna po omacku poszukał komórkę na stoliku, który stał obok łóżka. Przyłożył telefon do ucha, naciskając zieloną słuchawkę.
            - Słucham? – wymamrotał zaspanym głosem.
            - David, Mich jest w ciąży.
            - To super – odpowiedział Villa, nie do końca rozumiejąc treść wiadomości, jaką przed chwilą usłyszał.
            - Super? Ona jest w ciąży!
            - Co? – Dopiero po chwili do niego dotarło, co mówił poniesiony głos przyjaciela. -  Powiedziała ci? – zapytał, pozbywając się resztek snu.
            Spojrzał na żonę pogrążoną w śnie. Najciszej jak potrafił wstał z łóżka i przeszedł przez sypialnie, po czym otworzył delikatnie drzwi i wyszedł na taras.
            - Kupiła o tym książki – powiedział rozpaczliwie Ben.
            - Ale to nie znaczy, że one są dla niej, prawda?
            - A dla kogo?
            - Nie mam pojęcia. – Villa potarł kark, po czym spojrzał w rozgwieżdżone niebo.
            - Musisz mi pomóc, David.
            - Jak? – zapytał niepewnie.
            - Podczas lotu wszystko przemyślałem. Słuchaj, zrobimy tak…

 ***

Miziniaczkowi, za te dwa pozytywne dni ♥

Chwilowo zawieszam obiecaj-mi-jutro. Na razie skupię się na tej historii. 


14 komentarzy:

  1. uuu zrobiło się tajemniczo, jestem bardzo ciekawa co będzie dalej, więc szybko pisz kolejny:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohohohohohoho:)
    Zacznę od Mich. Jak cieszy to, że się pozbierała, że jakoś poukładała sobie życie, a malutka rozwija się dobrze:) Na dodatek znalazła przyjaciół, którzy jej pomagają. Villa:DDD
    Uwielbiam gościa, a tu fajnie go przedstawiłaś, wesoły roztrzepaniec hehe.
    Ben...Odpowiedzialny za rodzinę, i chyba spoko facet, z tego, co przeczytałam w tym rozdziale. Ma jednak jedną podstawową wadę, próbował zrozumieć kobietę, bez pytania jej, co się dzieje. Wysnuł nieodpowiednie wnioski i rezultat widzimy. A mówią, że faceci są prości...
    I gdzie jest nasz niewierny Alexis? Pewnie gdzieś się muszą spotkać z Mich, bo akcja przeniosła się do Barcelony, prawda? A, jak wiemy, Alexis też tam mieszka:D
    Szkoda, że zawieszasz ten drugi blog, bo naprawdę zapowiadał się świetnie. Pozostaje mi czekać, aż nabierzesz weny i go pociągniesz z następnymi częściami. Trzymam kciuki i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby Ben wpadł w ciążową panikę?

    Cieszę się, że Mich ułożyła sobie życie po stracie Sancheza. Jednak życie można zacząć od nowa, a ona jest świetnym tego przykładem. No i najważniejsze, że ma przyjaciół, na których może liczyć.

    Z jednej strony to dobre, że Ben jest odpowiedzialny za rodzine i zrobi dla niej wszystko, i wydaje mi się, że Mich też tak myśli w kontekście przyszłości swojej i córki. Ale z drugiej? Coś mi tu nie pasuje. Jeśli faktycznie lata na każde zawołanie brata, to będzie to po jakimś czasie uciążliwe.
    No i czekam na spotkanie Alexisa i Mich.... Jestem ciekawa kiedy nastąpi i co się wydarzy.
    Informuj mnie o nowościach :)


    Plus jeśli chcesz to zapraszam na mojego drugiego bloga www.gunner-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Tajemniczo, ale fajnie. Historia trochę się skomplikowała. Jestem ciekawa cóż też takiego wymyślił Ben.
    czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  5. A gdzie Alexis? W całym tekście nie było o nim nawet wzmianki. Zawiodłaś mnie... Nie no, żartuję :D Rozdział bardzo mi się podobał. Dowiedzieliśmy się jak potoczyło się życie po rozstaniu Alexisa i Mich. Bardzo cieszy mnie fakt, iż dziewczyna ułożyła sobie życie. Znalazła sobie nowego faceta, wróciła na studia i jest szczęśliwa.
    Masz u mnie plusa za dodanie Villi. Kocham tą jego zarośniętą mordkę :D
    Jestem też ciekawa w jaki sposób zamierzasz znowu złączyć drogi Alexisa i Michelle. Mam nadzieję, że obejdzie się bez jakichś dramatycznych scen.
    I szkoda, że zawieszasz tamtego bloga. Może dzięki temu ta historia będzie jeszcze lepsza niż mogłaby być?
    Czekam na nowy rozdział, gdzie chciałabym przeczytać coś o Alexisie <3
    ~ Kamila :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej mnie cieszy obecność państwa Villi, ale to pewnie już wiesz! :D Cieszę się, że Mich z pomocą innych ułożyła sobie życie i jest szczęśliwa, ale wiem, że to nie będzie trwało długo. Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy przeczytałam zakończenie tego rozdziału na myśl nasuwało mi się jedynie " O Boże! " :D Ty to umiesz człowieka zaciekawić...

    Strasznie się cieszę, że Michelle się pozbierała i jest szczęśliwa. Dobrze, że poznała prawdziwych przyjaciół. :) Pomysł z nadaniem córce imienia " Elena " na cześć " Pamiętników Wampirów " był powalający. :) Teraz cały czas się zastanawiam, jak to tu będzie z Alexisem...

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam :)
    www.you-me-always.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. + Nowy rozdział u mnie na blogu, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Swietny rozdzial :> no to teraz bedzie sie dzialo jak ten zobacxyl ta ksiazke. . i dtego wyjechal? Jestem ciekawa co wymyslil? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. fajny rozdział :) oj Ben się boi, że Mich jest w ciąży, haha. a ta książka jest dla kogoś innego :D zobaczymy jak to dalej będzie. + Villa oglądający pamiętniki wampirów mnie rozwalił, haha. zapraszam do siebie :) [love-is-cocaine]

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zobaczyłam, że Mich ma na nazwisko Marcinkowska to po prostu musiałam zacząć czytać ;D No i nie powiem brakowało mi Alexisa z solo su babe ... Chociaż tu zbyt pozytywna postacią raczej nie będzie :D
    Podziwiam silne kobiety a Mich taka jest wiec z przyjemnością będę śledzić jej losy (:

    OdpowiedzUsuń
  12. Nowy na floris-i-ja.blogspot.com.Zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem, czy czytasz, ale informuję, że nowość na pokaz-mi-jak-wyglada-niebo.blogspot.com. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nowy rozdział na www.you-me-always.blogspot.com, zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń