Do końca życia zapamięta jak po raz pierwszy ujrzała nieruchome ciało Caroline. Zapamięta jej sine wargi i rażąco biały bandaż, zakrywający prawą rączkę. Jeszcze długo będzie pamiętać pikające monitory, szum wentylatora i krzątające się wokoło pielęgniarki o kamiennych twarzach. Zapamięta swoje nieskładne apele do Boga, wygłaszane w duchu, gdy czekała, trzymając córeczkę za zdrową rączkę. Widok zupełnie nieruchomej i bezbronnej dziewczynki jeszcze długo będzie tkwił w jej pamięci.
- Michelle... - odezwał się cicho David, kładąc rękę na jej ramieniu.
W chwili, gdy powiedział jej o tym, co się stało, dziewczyna nie
odezwała się do niego nawet słowem. Czuł się winny, jednak nie miał
pojęcia, co zrobić, by to wszystko naprawić. Gdyby tylko przewidział, że
coś takiego nastąpi, to cofnąłby czas i nigdy nie dopuściłby do takiej
sytuacji.
Nie dziwił
się jej, że zareagowała właśnie w ten sposób. Wyobraził sobie na
miejscu Caroline swoich synów i poczuł dziwny skurcz serca. Mógł się
tylko domyślać, co tak naprawdę czuła Mich.
Chciał ją przeprosić, błagać o przebaczenie. Zdawał sobie jednak sprawę, że w tej chwili na niewiele by się to zdało.
- Wyjdź.
Jedno słowo wymówione chłodnym tonem, wyrażało wszystkie uczucia jakie dziewczyna żywiła względem niego.
- Mich...
- Wyjdź, David. Nie pokazuj mi się na oczy - dodała, strząsając jego dłoń ze swojego ramienia.
Nie odezwał się. Posłusznie podszedł do drzwi. Położył rękę na
klamce i zawahał się. Rzucił ciche "przepraszam" i po chwili drzwi się
za nim zamknęły.
David spojrzał na swoją żonę, która czekała na niego pod salą. Podszedł do niej i przytulił ją do siebie.
- Chyba lepiej będzie, jeżeli stąd pójdziemy - powiedział wprost do jej ucha.
- Ona nas nienawidzi, prawda? Nienawidzi - Carrie mamrotała pod nosem. - Wcale jej się nie dziwię. Ja siebie też nienawidzę.
Tymczasem Michelle wzięła głęboki wdech, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że wstrzymywała oddech.
W jej głowie mieszała się masa sprzecznych uczuć. Była przerażona.
Jak nigdy bała się o swoją małą córeczkę. Czuła się całkowicie bezradna i
bezsilna. Fakt, że życie Caroline leżało w rękach człowieka, który rok
wcześniej ją porzucił, dodawała tylko kolejną cegiełkę tych odczuć.
Alexis nawet nie odebrał jej telefonu. Mogła tylko nagrać się mu na
automatyczną sekretarkę i modlić się o cud.
Do tego dochodził jeszcze gniew i rozgoryczenie, gdy tylko pomyślała
o tym, że jej najlepsi przyjaciele nie dopilnowali jej córeczki.
Zdawała sobie sprawę z tego, że w przypadku małych dzieci wypadki dość
często się zdarzały, jednak nie potrafiła im tego wybaczyć. Nie
wiedziała nawet, czy kiedykolwiek będzie w stanie to zrobić. W tej
chwili myślała tylko o tym, by jej córeczka wróciła do zdrowia.
Alexis leżał w swojej sypialni z wzrokiem wbitym w sufit.
Wczorajszy wieczór spędził na długiej rozmowie z Jonathanem i swoim
agentem. Jeżeli chciał dalej grać w piłkę, musiał zmienić swoją postawę.
Skończyć z piciem i imprezami i zacząć porządnie trenować.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie tak powinien
postąpić. Nie potrafił jednak znaleźć żadnego impulsu, który zmusiłby go
do tego. Przechylił głowę na bok i spojrzał na telefon, który wibrował
od dłuższego czasu. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać i dlatego nawet
nie sprawdził, kto dzwonił do niego tyle razy.
Ciekawość jednak wzięła górę. Wziął do ręki telefon i zerknął na
ekran wyświetlacza. Zdziwił się, widząc od kogo były te wszystkie
nieodebrane połączenia.
David od roku traktował go jak powietrze. W trakcie meczu zachowywał
się w miarę normalnie, jednak prywatnie go nie wnosił i wcale się z tym
nie krył.
Tym bardziej zdziwił się, gdy zobaczył od kogo są pozostałe
połączenia. Ostatni raz widział Michelle w sądzie w dniu, w którym
rozwiązali swoje małżeństwo. W dniu, w którym powiedziała, że go
nienawidzi i nigdy więcej nie chce widzieć go na oczy. Był zaintrygowany
tym, co ta dwójka mogła od niego chcieć. Zauważył, że ma na poczcie
nagraną wiadomość. Przyłożył telefon do ucha i cierpliwie wysłuchał
drżącego głosu Michelle.
- Mich, powinnaś odpocząć.
- Nic mi nie jest - powiedziała, gładząc rączkę swojej córeczki.
Ben spojrzał na nią sceptycznie, ale nie oponował dłużej. Dziewczyna
była bardzo uparta i wiedział, że jego dalsze namowy na nic się nie
zdadzą, a tylko ją zdenerwują.
- Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze - odezwał się cicho, stając za nią i kładąc dłonie na jej ramionach.
W chwili, gdy dowiedział się, co stało się Caroline poczuł dziwny
ucisk w sercu. Rzucił wszystko i od razu przyjechał do szpitala. Nie
wahał się ani chwili. Córka Michelle była także jego dzieckiem i kochał
ją, jakby to on był jej prawdziwym ojcem. Nie było dla niego ważne to,
że nie łączą ich prawdziwe więzi. Zakochał się w niej w chwili, gdy
zobaczył dziewczynkę po raz pierwszy. Nie wyobrażał sobie teraz, że
mogłoby jej się stać coś gorszego od tego nieszczęśliwego wypadku.
- Ben... A jeżeli on nie przyjdzie? Jeżeli w ogóle mu nie zależy na Caroline? Jeżeli...
- Spokojnie, kochanie - powiedział, uspokajająco. - Na pewno
przyjdzie. Nikt nie jest aż tak wielkim skurwysynem, żeby nie pomóc
własnemu dziecku - dodał ciszej, modląc się, żeby to była prawda.
Nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby były mąż jej
ukochanej nie zjawił się w szpitalu. Lekarz nie powiedział nic
dosłownie, ale oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że jeżeli
dziewczynka w najbliższym czasie nie będzie miała transfuzji krwi, to
wątpliwe było, czy uda się jej to przeżyć
- Boję się. Tak bardzo się boję... - wyszeptała Mich, przykładając dłoń do ust.
- Będzie dobrze - odszepnął jej, jednak z każdą chwilą zaczynał w to wątpić. - Zobaczysz, że Caroline wyzdrowieje.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale jakiś mężczyzna twierdzi, że
jest pani mężem i chce zobaczyć się z córką - wyrzuciła z siebie nieco
zdenerwowana pielęgniarka o zarumienionej twarzy. - Mam go wpuścić?
Michelle przeniosła wzrok z kobiety na swojego mężczyznę. W jej
oczach można było dostrzec iskierki nadziei, kiedy drżącym głosem
wymówiła jego imię.
Nic się nie zmienił. Wyglądał identycznie jak w chwili, gdy widziała
go ostatni raz na żywo. Tym razem jednak nie miał tego
charakterystycznego uśmiechu na twarzy, a w jego oczach nie było tego
specyficznego blasku. Co więcej, dziewczynie wydawało się, że jest
zdenerwowany. Nerwowo rozglądał się wokoło, słuchając tego, co
przekazywał mu lekarz.
- Michelle - wykrzyknął jej imię, zauważając ją po drugiej stronie białego korytarza.
- Przyszedłeś...
Dziewczyna nie chciała, żeby to tak zabrzmiało. Nie chciała okazywać
mu żadnych uczuć, jednak ta cała sytuacja ją przerosła i nie potrafiła
powstrzymać uczucia ulgi, które opanowało całe jej ciało.
- Co się stało? - zapytał, zapewne mając na myśli Caroline.
- Nie mamy czasu, żeby teraz o tym rozmawiać - powiedziała szybko,
myśląc tylko o córeczce. - Musisz oddać trochę krwi - dodała.
- Słucham? - Alexis spojrzał na nią zdziwiony, jakby powiedziała do niego coś w chińskim języku.
- Krew. Mojej córce potrzebna jest krew - wytłumaczyła, nawet nie zwracając uwagi na to, jakiego zaimka wlaśnie użyła.
- Krew? - powtórzył za nią nieco nieprzytomnie.
Michelle początkowo nie zrozumiała, o co mu chodzi. Dopiero po
dłuższej chwili, patrzenia prosto w jego oczy dotarło do niej, co było
nie tak.
- Alex,
naprawdę nie wstydzisz się przychodzić z żoną na badania? - zapytała
poważnie dziewczyna, patrząc na niego z lekko przekrzywioną twarzą.
Zaśmiała się, widząc jego przerażoną minę.
- Wiesz, że to wcale nie jest śmieszne? - rzucił chłopak, odsuwając się od niej.
- Fakt, że dorosły mężczyzna boi się igieł i krwi jest dość zabawny - powiedziała z uśmiechem na ustach.
- To wcale nie jest zabawne.
- Przyznaj, że trochę jest - zaśmiała się ponownie, uderzając go lekko w ramię.
Wzięła się właśnie za rozpakowywanie kartonów z ich rzeczami. Od
dwóch dni byli w Barcelonie i dziewczyna postanowiła w końcu wziąć się
za porządkowanie. Nadarzyła się ku temu idealna okazja, gdy jej mąż,
który ciągle odciągał ją od tego pomysłu, pojechał do klubu, by przejść
ostateczne badania.
W chwili, gdy do niej zadzwonił i poprosił, czy raczej błagał, o to
by do niego przyjechała, myślała, że sobie z niej żartuje. Jednak w
chwili, gdy zobaczyła go siedzącego przed gabinetem lekarskim,
wiedziała, że jest naprawdę przerażony.
- Alexis, kochanie, przecież igła jest malutka, a ty jesteś już
dużym chłopcem - powiedziała, głaszcząc go dłonią po policzku.
- Możesz się śmiać - rzucił obrażony.
- Przecież wejdę tam z tobą. Nie zostawię mojego mężczyzny w
potrzebie - dodała, przytulacjąc się do niego. - Będę twoim super
bohaterem - wyszeptała mu cicho do ucha.
- I będziesz tam blisko mnie? - zapytał poważnie.
- Tak. Zawsze będę przy tobie, kiedy będziesz mnie potrzebował -
odpowiedziała mu poważnym tonem, chociaż w środku niej wszystko się
śmiało. Powstrzymała się jednak, widząc, że Alexis jest naprawdę
przerażony.
- Kocham cię, wiesz?
Michelle uśmiechnęła się w odpowiedzi. Widziała ten błysk w jego oku i wiedziała, że to, co mówi było szczere.
- Mich?
Cichy głos Bena przywrócił ją na ziemię. Wspomnienie wbiło ją w
dziwny nastrój. Minęło trochę czasu od tamtego wydarzenia i zdążyła o
nim całkowicie zapomnieć.
- Alexis, powiedz, że ci to już przeszło... - powiedziała cicho, patrząc na byłego męża.
- To nie jest choroba, która tak po prostu ci przejdzie - rzucił, przerażony na samą myśl tego, co go za chwilę czekało.
- Co się dzieje? - wtrącił Ben, kompletnie nic nie rozumiejąc z rozmowy tej dwójki.
- Alexis boi się igieł i nie lubi widoku krwi... - odpowiedziała mu Mich, nie odrywając wzroku od byłego męża.
- Gotowy?
Zza pleców Chilijczyka wyszła pielęgniarka, która chwilę wcześniej nie chciala go wpuścić na oddział.
Alexis spojrzał na kobietę, która od krótkiej chwili kręciła się
koło niego. Myślał, że dostanie zwału, gdy maleńkim nożykiem ukłuła go w
palec, by sprawdzić, czy jego krew nadaje się do oddania. Uważnie
patrzył na jej palce, które podwiązały mu rękę na wysokości ramienia.
Zrobiło mu się gorąco w chwili, gdy zobaczyl, jak wyciąga woreczek na
krew i igłę.
- Kim on jest? - odezwał się, odwracając głowę od pielęgniarki.
Spojrzał na Michelle, która z poważną miną siedziała na krześle koło
niego.
- Kto? - zapytała nieco nieprzytomnie.
- Ten blondyn.
- Nie twoja sprawa - powiedziała, momentalnie się prostując.
Alexis miał już coś odpowiedzieć, gdy kątem oka zobaczył, jak
pielęgniarka zaczęła zbliżać się z igłą do jego przedramienia.
Momentalnie odwrócił wzrok i wyciągnął wolną rękę, położył ją na zimnych
dłoniach Michelle i mocno zacisnął.
Dziewczyna pod jego dotykiem momentalnie zesztywniała. Miała ochotę
wyrwać swoją rękę i zostawić go samego, ale wiedziała, że nie mogła tego
zrobić. Musiała mysleć o córce. To Caroline była tu najważniejsza, a
ona zrobiłaby dla niej wszystko.
***
Wiecie co jest dzisiaj? Alexis ma urodziny i właśnie z tej oto okazji dodaję nowy rozdział.
Wszystkiego najlepszego! ♥
Swietny rozdzial ;> dobrze ze Alexis sie zgodzil . Moze ta sytuacja ich do siebie z powrotem zblizy. I niech wybaczy Davidowi i Carrie. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńTrochę to dziwne, że obraziła się tak mocno na Carrie i Davida. Powinna zrozumieć, zresztą sama jest matką i wie jakie dzieci potrafią być ruchliwe.
OdpowiedzUsuńNo i Alexis bojący się igieł. :P Hahah rozwaliło mnie to. W każdym bądź razie mam nadzieję, że to wspólne pobieranie krwi na nowo ich do siebie zbliży, bo na pewno oboje skrycie tego potrzebuja
Weny :**
UsuńP.S. Kiedy dodasz nowość na drugim blogu?
Tak miałam na myśli Puyola. :) Zatem czekam na nowośc i mam nadzieję, że jednak uda Ci się dokończyć ten rozdział.
UsuńPo pierwsze to wspomnienie z Alexisem i Michelle było takie cudowne... Chcę ich więcej, zdecydowanie więcej! A piłkarz bojący się igieł - to takie urocze. :D Jak to dobrze, że Alexis przyjechał do tego szpitala... Może teraz i w nim coś się zmieni i między byłymi małżonkami. Ben jest wspaniałym facetem, ale to, że nie jest Alexisem od razu go eliminuje. :c Niecierpliwie czekam na nowość!
OdpowiedzUsuńkurde kurde. wiedziałam, że przyjedzie!! rozbawiło mnie to, że się tak boi igły, ale moze dzięki tej akcji coś się miedzy nimi poprawi bo przeciez Alexis nie jest taki znowu zły..
OdpowiedzUsuńi taktak mój mistrzu urodziny maaa <3
tylko smutne bo Tito:C
Jejku, piękny początek i piękna piosenka.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony nie dziwię się, że Mich nie chce widzieć Davida, ale z drugiej... To w końcu on jej pomógł, gdy się rozwiodła z Alexisem, to on przy niej był, a teraz się wszystko skomplikowało.
Serduszko mi krwawi, gdy pomyślę sobie, co on musi teraz przechodzić... Biedny Davidek
Alexis bojący się krwi jest taaaaki słodki. Dlaczego nie mógł być taki zawsze i nie zostawiać sojej rodziny? No dlaczego?
Mam nadzieję, że w ten sposób jakoś się do siebie zbliżą. Tylko co wtedy się stanie z Benem?
Nakombinowałaś tak bardzo, że nie widzę to żadnego dobrego rozwiązania, bo zawsze ktoś będzie cierpiał...
Czekam na kolejną część. Duuuuużo weny życzę i dawaj szybko następny :***
~Kamila :)
Wow, ale emocje, naprawdę świetnie to opisałaś. Bardzo realistycznie i tak, że człowiek się czuje, jakby widział to na żywo. Nie mogę się jednak jakoś przekonać do Bena, niby jest wspaniały dla Mich, kocha jej córkę jak swoją, ale ja i tak myślę, że to Alex jest dla niej tym jedynym.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Mich, bo na pewno bardzo się martwi o córkę, oby Alex też poczuł choć odrobinę tej miłości do własnego dziecka, i przede wszystkim pokona ten swój strach przed igłami i widokiem krwi. Trochę go rozumiem, bo też mam ten problem:)
Pozdrawiam:)
Najbardziej szkoda mi Davida i Carrie, którzy również bardzo to przeżywają, a na dodatek Mich odpycha ich od siebie.
OdpowiedzUsuńScenka z pobieraniem krwi jest przezajebista :D Ale wiem co czuje Alexis!
Czekam na nowość :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZapraszam na jedyneczkę na www.love-the-way-you-play.blogspot.com
OdpowiedzUsuńA ja się tam nie dziwię, że Mich wściekła się na Davida i Carrie, emocje wzięły górę, jest matką i to chyba właśnie 'normalna' reakcja. Wybaczą sobie na pewno :D
OdpowiedzUsuńCała sytuacja z Alexisem, jego przemyślenia, nieodebrane połączenia, spotkanie, retrospekcja...cudnie połączyłaś to w całość, genialnie się to czytało, dosłownie przepłynęłam przez tekst! Chemia między Michelle i Alexisem wciąż wyczuwalna, yeah ;D
Nie mogę się doczekać rozwinięcia (na nowo) ich relacji, mam też nadzieję, że nie dasz małej Caro długo cierpieć w szpitalu, prawda?
I spóźnione sto lat dla Alexisa!
Czekam na nowy :)
+ oczywiście wspaniała piosenka <3
Usuńzapraszam na nowość na www.gorzki-smak.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że Alexis poorze małej. Mam nadzieję, że to przyniesie rezultaty i Caroline wyzdrowieje.
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział, zapraszam! :)
OdpowiedzUsuńyou-me-always.blogspot.com
Nowość u mnie na floris-i-ja.blogspot.com:) Tym razem na pewno informuję, bo potem znów zapomnę:)
OdpowiedzUsuńhttp://love-the-way-you-play.blogspot.com zapraszam na nowość:)
OdpowiedzUsuńP.S. Przeczytałam rozdział na drugim blogu ( o Puyolu-ojcu) wiec powinnam dzisiaj zostawić jakis sensowny komentarz :)