Michelle uśmiechnęła się, widząc jak jej malutka córeczka przytula przez sen swojego misia. Minęło kilka godzin od czasu transfuzji, a stan dziewczynki od razu się polepszył. Carolina nadal była osłabiona i musiała dużo odpoczywać, jednak dziewczyna cieszyla się, że najgorsze miała już za sobą.
Pogłaskała delikatnie główkę dziewczynki i zanuciła cicho kołysankę, która śpiewała jej od chwili narodzin. Jej melodyjny głos roznosił się po sali. Słyszała, że drzwi się otworzyły, jednak nie zwróciła na to nawet uwagi. Była przekonana, że to Ben wrócił z kawą i rogalikami, które miały jej służyć za obiad.
- Zapomniałem już, że masz taki piękny głos.
Dziewczyna momentalnie zamilkła i zesztywniała. Odwróciła się i spojrzała na chłopaka, stojącego przy drzwiach.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała ostro.
- Przyszedłem zobaczyć się z córką - odpowiedział spokojnie Alexis, trzymając w dłoni dużego brązowego misia.
- Z córką? - podniosła głos, jednak ściszyła go, gdy Caroline poruszyła się nerwowo. Wstała z miejsca i podeszła do niego. Otworzyła drzwi i wyciągnęła go na korytarz. Nie chciała, by dziewczynka była świadkiem tej sceny. - Od kiedy to niby jest twoja córka? Przez ostatni rok nie pamiętałeś o jej istnieniu, a teraz nagle masz córkę? - wysyczała mu prosto w twarz, nie zwracając uwagi na to, że ludzie dziwnie się na nich patrzyli.
- Uratowałem jej życie - powiedział spokojnie, rozglądając się na boki.
- Uratowałeś jej, co? - zakpiła Michelle, zbliżając się nieco do niego. - Gdyby nie to, że Caroline ma twoją krew nigdy byś się nawet nie dowiedział, że coś jej się stało.
- Mich, nie rób scen - rzucił przyciszonym głosem.
- Nie robić scen? Ja ci mogę zaraz zrobić sceny! Gdzie byłeś przez ostatni rok? Gdzie byłeś, gdy zaczęły wychodzić jej ząbki? Gdzie byłeś, gdy zaczęła raczkować? Mówić pierwsze słowa? Gdy pierwszy raz zaczęła chodzić? Gdy przewróciła się i nabiła sobie guza na czole? Gdzie byłeś, gdy zdarzył się ten wypadek? No gdzie? - wytykała, wbijając mu palec w klatkę piersiową. - Gdzie wtedy byłeś Alexis? I ty śmiesz się nazywać ojcem? - Mężczyzna stał w miejscu, ściskając nerwowo misia. Podczas całego wywodu milczał, patrząc jak dziewczyna się gorączkowała. - Wiesz gdzie wtedy byłeś? Miziałeś się z moją najlepszą przyjaciółką, szlajałeś się po klubach, podczas gdy ja się nią opiekowałam, to ja z nią zawsze byłam. Ty dałeś jej tylko życie, nic więcej. Nie masz do niej żadnych praw - dodała, patrząc mu prosto w oczy.
Odwróciła sie na pięcie i złapała za klamkę drzwi. Zatrzymał ją jednak jego cichy głos.
- Dasz jej chociaż to? - powiedział, wyciągając w jej stronę misia, którego ciągle trzymał w dłoniach.
Michelle przyjęła od niego pluszaka i uśmiechnęła się z pogardą. Z impetem wrzuciła go do kosza i dodała:
- Nigdy więcej tu nie przychodź.
Rzuciła mu jeszcze krótkie spojrzenie i weszła do sali Caroline. Oparła się o drzwi, wzięła głęboki wdech i zamrugała szybko powiekami, chcąc odgonić łzy, które napłynęły jej do oczu. Każda wizyta Alexisa przypominała jej o tym, co zrobił. O tym, że ją zdradził, że porzucił ją i praktycznie wyrzekł się własnej córki.
Ponownie poruszała powiekami i podeszła do łóżka Caroline. Dziewczynka uśmiechała się przez sen, co sprawiło, że pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- Wybacz kochanie, że dopiero teraz, ale mieliśmy małą awarię w restauracji. - Ben wszedł do sali i podszedł od razu to swojej ukochanej, po czym pocałował ją w policzek. Dopiero wtedy zauważył, że dziewczyna ma załzawione oczy. - Mich, co się stało? - zapytał nieco zdezorientowany.
Gdy zostawiał je rano wszystko było dobrze. Lekarz mówił, że stan zdrowia Caroline się polepsza i jeżeli dalej tak będzie, to za kilka dni dziewczynka będzie mogła wrócić do domu. Tym bardziej nie rozumiał zachowania Michelle.
- Nic. Wszystko w porządku - powiedziała spokojnie, ale smutne spojrzenie przeczyło jej słowom.
- Doskonale wiesz, że od razu rozpoznaje, gdy kłamiesz. Coś się stało - oznajmił, patrząc jej prosto w oczy.
Dziewczyna początkowo pokręciła głową, jednak wiedziała, że dalsze zaprzeczenia na nic się nie zdadzą. Westchneła ciężko i przeniosła wzrok na śpiącą córeczkę.
- Alexis tu był.
- Po co? - zapytał Ben, nagle tężejąc.
Nie ukrywał, że najchętneij zabiłby ojca Caroline, za to co im zrobił. Sam fakt, iż bez jego pomocy byłoby z nią ciężko, działał mu na nerwy.
- Chciał się zobaczyć z córką - prychnęła Michelle.
- Słucham? - podniósł głos, zaciskając dłonie w pięści. - Teraz przypomniał sobie, że ma córkę?
- Też go oto zapytałam.
- Co za beszczelny typ! Niech tylko spróbuje się tu pokazać jeszcze raz. Wtedy ja z nim sobie porozmawiam - powiedział poważnie, a Mich mogła zauważyć dziwne błyski, jakie ciskały jego oczy.
Wyraźnie widziała, że Ben się zdenerwował. Nie dziwiła mu się. Sama była zła. Nie potrafiła zrozumieć, jak Alexis mógł mieć taki tupet. Gdy szperała w swojej pamięci, dziwiła się, że gdy wychodziła za niego za mąż nie zauważyła jaki był naprawdę.
- Spokojnie - powiedziała, przytulając się do niego. - Nie ma sensu się przejmować kimś takim.
- Nie mogę się nie przejmować, mając świadomość, że kiedyś cię skrzywdził, ba, on nadal to robi - wyszeptał cicho, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy. - Z ogromną przyjemnością połamałbym mu kilka kości.
- A wtedy ja musiałabym żyć pomiędzy wizytami w szpitalu i więzieniu. Nic mu nie zrobisz, dobrze? Musimy pokazać, że jesteśmy silniejsi - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie zasłużył na to, żeby chodzić po ziemi.
- Obiecaj mi to, Ben.
- Dobra, obiecuję - odezwał się po chwili.
Michelle uśmiechnęła się lekko. To była trudna sytuacja zarowno dla niej, jak i dla niego. Nie chciała, żeby przez kogoś takiego jak Alexis coś się zepsuło. Nie chciała, żeby stanął on na drodze do ich szczęścia.
- Zostaniesz z nią chwilkę sam? Skoczę tylko do łazienki.
- Pewnie. Przyniosłem ze sobą kilka bajek - powiedział, uśmiechając się lekko.
- Caroline na pewno się to spodoba - odpowiedziała, Michelle, biorąc do ręki torebkę. - Zaraz wrócę - dodała, wychodząc z sali.
Uszła zaledwie kilka kroków, gdy zauważyła znajomą postać. Przemierzyła jeszcze kilka metrów, zbliżając się do mężczyzny.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała, widząc, że David zatrzymał się w miejscu i patrzył na nią tym swoim przeszywającym wzrokiem. - Mówiłam, że nie chcę cię widzieć - dodała, widząc, że David nie spieszył się z odpowiedzią.
- Szpital nie jest twoim domem, gdzie możesz zarządzać kogo do niego wpuścisz, a kogo nie - powiedział zjadliwie.
Dopiero po chwili zauważyła ten dziwny błysk w jego oku. Twarz miał wyjątkowo szarą, oczy podkrążone, jakby długo nie zaznał snu.
- Panie Villa, mamy już wyniki pańskiej żony.
Z drzwi, które znajdowały za plecami Davida wyszła pielęgniarka. Mężczyzna spojrzał na nią i zrobił krok w jej stronę.
- Coś się stało Carrie? - zapytała Michelle, czując dziwny niepokój.
- Prawie straciliśmy dziecko. Dzięki tobie - rzucił, patrząc na nią z pogardą, po czym wszedł za pielęgniarką do gabinetu.
- Słucham? David, zaczekaj! - powiedziała szybko, jednak drzwi już się zamknęły.
Mich przez dłuższą chwilę stała w miejscu i wpatrywała się w nie. Nie mogła zrozumieć tego, co się stało. Zupełnie zapomniała o tym, że Carrie była w zagrożonej ciąży. Sama nie raz tłukła Davidowi do głowy, że musi ją oszczędzać, że nie może jej denerwować i kochać się z nią, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota.
Sama przecież chodziła z nią na kontrole do lekarza, gdy David miał treningi, bądź też grał mecz na wyjeździe. Kiedy tylko mogła pomagała jej, by tylko ją odciążyć. Carrie nie raz śmiała się, że czuła się jakby miała dwóch mężów. Z tym, że to właśnie Michelle była tym lepszym, bo pozwalała jej na więcej.
Teraz jednak sama sprawiła, że jej przyjaciółka wylądowała w szpitalu. Ani razu nie pomyślała o tym jak oni musieli się czuć. Nie zastanowiła się nad tym, że może to zaszkodzić ciąży pani Villa. Powinna była o tym pomyśleć. Była pewna, że Carrie zadręczała się tym, co się stało. A teraz jeszcze przez nią wylądowała w szpitalu.
Zwymyślała siebie w myślach za swój egoizm. Dopiero teraz, gdy wiedziała, że z Caroline wszystko będzie dobrze miała chwilę, by to przemyśleć. Zdawała sobie sprawę, że postąpiła źle. Jednak strach o życie jej malutkiej córeczki, przysłonił jej wszystko inne. Musiała to naprawić. Nie darowałaby sobie, gdyby coś stało się z dzieckiem jej przyjaciół.
Pięlegniarki nie były skłonne do współpracy. Mówiła, że była przyjaciółką rodziny, jednak dostały one od Davida surowy zakaz informowania kogokolwiek spoza rodziny o stanie zdrowia jego żony. Dopiero młody stażysta, który rozwoził posiłki na stalowym wózku, nieco omotany jej słowami, zdradził jej numer sali, w której znajdowała się Carrie.
Michelle niepewnie pokonała kilka korytarzy, które dzieliły ją od tego miejsca. Z jeszcze większym strachem dotknęła klamki. Była przerażona tym, co mogło na nią czekać za tymi drzwiami. Wzięła głęboki wdech i weszła do środka.
Była nieco zaskoczona tym, co zobaczyła. Cała sala tonęła w kolorowych kwiatach i rysunkach Pedro i Rico. Na środku stało łóżko, na którym leżała blada Carrie. Dziewczyna podeszła bliżej, jednak zauważyła, że jej przyjaciółka spała. Leżała na boku. Jedną rękę miała podłożoną pod głowę, drugą zaś położoną na brzuchu. Jakby w ten sposób chciała ochronić swoją nienarodzoną córeczkę.
Michelle zamierzała się wycofać i wrócić z powrotem później, zatrzymał ją jednak cichy głos, wymawiający jej imię. Odwróciła się i spojrzała niepewnie prosto w oczy przyjaciółki.
- Skąd wiedziałaś, że tutaj jestem?
- Spotkałam Davida na korytarzu - odpowiedziała jej równie cichym tonem. - Jak... Jak się czujesz?
- Już jest lepiej, chociaż ciągle czuję się strasznie zmęczona - powiedziała, przekręcając się na plecy. Próbowała usiąść, jednak nie miała siły podciągnąć wyżej poduszek.
- Pomogę ci - rzuciła ochoczo Mich i podeszła do niej.
- Dziękuję.
Po chwili Carrie już półleżała oparta na poduszkach. Jej dłonie ponownie powędrowały do brzucha. Michelle, zdążyła już zapomnieć jakim wspaniałym przeżyciem było czuć drugie serce bijące pod swoim. Jak wspaniale było przyłożyć rękę do własnego brzucha, tylko po to by poczuć delikatne ruchy maleńkiego człowieczka.
- A jak z dzieckiem? - zapytała Michelle, stając na swoim poprzednim miejscu.
- Naszej malutkiej kruszynce coś się pomyliło i postanowiła, że chce szybciej pojawić się na świecie. Na szczęście - dodała, widząc przerażoną minę dziewczyny - lekarzom udało się powstrzymać poród.
- Boże, Carrie - powiedziała Mich, przykładając dłoń do twarzy. - To wszystko moja wina. Przepraszam, nawet nie wiesz, jak bardzo jest mi przykro.
- To nie twoja wina...
- Doskonale sobie zdaję sprawę, że to wszystko przeze mnie - przerwała jej. - Gdyby nie to, że byłam zaślepiona strachem o Caroline, to wszystko nie miałoby miejsca. Wiedziałam, że nie możesz się denerwować, a nic z tym nie zrobiłam. - Do jej oczu napłynęły łzy. - Nie powinnam była was oskarżać. Teraz przeze wylądowałyście w szpitalu.
- O nas się nie martw. Wszystko będzie dobrze - odezwała się cicho Carrie, przywołując na twarz grymas, który miał udawać uśmiech. - Jak się czuje Caroline?
- Lepiej. Okazało się, że Alexis ma więcej przyzwoitości, niż myślałam - powiedziała drżącym głosem.
- Kiedy mają zamiar ją wypuścić do domu?
- Jeżeli nic się nie zmieni, to pojutrze będzie mogła ją zabrać - odpowiedziała cicho Michelle, po czym zapadła krępująca cisza.
Obie patrzyły na siebie, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Miały świadomość tego, że ich dotychczasowe relacje uległy zmianie. I choć chciały, by było tak jak wcześniej, wiedziały, że nie będzie to proste.
Ponownie poruszała powiekami i podeszła do łóżka Caroline. Dziewczynka uśmiechała się przez sen, co sprawiło, że pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- Wybacz kochanie, że dopiero teraz, ale mieliśmy małą awarię w restauracji. - Ben wszedł do sali i podszedł od razu to swojej ukochanej, po czym pocałował ją w policzek. Dopiero wtedy zauważył, że dziewczyna ma załzawione oczy. - Mich, co się stało? - zapytał nieco zdezorientowany.
Gdy zostawiał je rano wszystko było dobrze. Lekarz mówił, że stan zdrowia Caroline się polepsza i jeżeli dalej tak będzie, to za kilka dni dziewczynka będzie mogła wrócić do domu. Tym bardziej nie rozumiał zachowania Michelle.
- Nic. Wszystko w porządku - powiedziała spokojnie, ale smutne spojrzenie przeczyło jej słowom.
- Doskonale wiesz, że od razu rozpoznaje, gdy kłamiesz. Coś się stało - oznajmił, patrząc jej prosto w oczy.
Dziewczyna początkowo pokręciła głową, jednak wiedziała, że dalsze zaprzeczenia na nic się nie zdadzą. Westchneła ciężko i przeniosła wzrok na śpiącą córeczkę.
- Alexis tu był.
- Po co? - zapytał Ben, nagle tężejąc.
Nie ukrywał, że najchętneij zabiłby ojca Caroline, za to co im zrobił. Sam fakt, iż bez jego pomocy byłoby z nią ciężko, działał mu na nerwy.
- Chciał się zobaczyć z córką - prychnęła Michelle.
- Słucham? - podniósł głos, zaciskając dłonie w pięści. - Teraz przypomniał sobie, że ma córkę?
- Też go oto zapytałam.
- Co za beszczelny typ! Niech tylko spróbuje się tu pokazać jeszcze raz. Wtedy ja z nim sobie porozmawiam - powiedział poważnie, a Mich mogła zauważyć dziwne błyski, jakie ciskały jego oczy.
Wyraźnie widziała, że Ben się zdenerwował. Nie dziwiła mu się. Sama była zła. Nie potrafiła zrozumieć, jak Alexis mógł mieć taki tupet. Gdy szperała w swojej pamięci, dziwiła się, że gdy wychodziła za niego za mąż nie zauważyła jaki był naprawdę.
- Spokojnie - powiedziała, przytulając się do niego. - Nie ma sensu się przejmować kimś takim.
- Nie mogę się nie przejmować, mając świadomość, że kiedyś cię skrzywdził, ba, on nadal to robi - wyszeptał cicho, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy. - Z ogromną przyjemnością połamałbym mu kilka kości.
- A wtedy ja musiałabym żyć pomiędzy wizytami w szpitalu i więzieniu. Nic mu nie zrobisz, dobrze? Musimy pokazać, że jesteśmy silniejsi - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie zasłużył na to, żeby chodzić po ziemi.
- Obiecaj mi to, Ben.
- Dobra, obiecuję - odezwał się po chwili.
Michelle uśmiechnęła się lekko. To była trudna sytuacja zarowno dla niej, jak i dla niego. Nie chciała, żeby przez kogoś takiego jak Alexis coś się zepsuło. Nie chciała, żeby stanął on na drodze do ich szczęścia.
- Zostaniesz z nią chwilkę sam? Skoczę tylko do łazienki.
- Pewnie. Przyniosłem ze sobą kilka bajek - powiedział, uśmiechając się lekko.
- Caroline na pewno się to spodoba - odpowiedziała, Michelle, biorąc do ręki torebkę. - Zaraz wrócę - dodała, wychodząc z sali.
Uszła zaledwie kilka kroków, gdy zauważyła znajomą postać. Przemierzyła jeszcze kilka metrów, zbliżając się do mężczyzny.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała, widząc, że David zatrzymał się w miejscu i patrzył na nią tym swoim przeszywającym wzrokiem. - Mówiłam, że nie chcę cię widzieć - dodała, widząc, że David nie spieszył się z odpowiedzią.
- Szpital nie jest twoim domem, gdzie możesz zarządzać kogo do niego wpuścisz, a kogo nie - powiedział zjadliwie.
Dopiero po chwili zauważyła ten dziwny błysk w jego oku. Twarz miał wyjątkowo szarą, oczy podkrążone, jakby długo nie zaznał snu.
- Panie Villa, mamy już wyniki pańskiej żony.
Z drzwi, które znajdowały za plecami Davida wyszła pielęgniarka. Mężczyzna spojrzał na nią i zrobił krok w jej stronę.
- Coś się stało Carrie? - zapytała Michelle, czując dziwny niepokój.
- Prawie straciliśmy dziecko. Dzięki tobie - rzucił, patrząc na nią z pogardą, po czym wszedł za pielęgniarką do gabinetu.
- Słucham? David, zaczekaj! - powiedziała szybko, jednak drzwi już się zamknęły.
Mich przez dłuższą chwilę stała w miejscu i wpatrywała się w nie. Nie mogła zrozumieć tego, co się stało. Zupełnie zapomniała o tym, że Carrie była w zagrożonej ciąży. Sama nie raz tłukła Davidowi do głowy, że musi ją oszczędzać, że nie może jej denerwować i kochać się z nią, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota.
Sama przecież chodziła z nią na kontrole do lekarza, gdy David miał treningi, bądź też grał mecz na wyjeździe. Kiedy tylko mogła pomagała jej, by tylko ją odciążyć. Carrie nie raz śmiała się, że czuła się jakby miała dwóch mężów. Z tym, że to właśnie Michelle była tym lepszym, bo pozwalała jej na więcej.
Teraz jednak sama sprawiła, że jej przyjaciółka wylądowała w szpitalu. Ani razu nie pomyślała o tym jak oni musieli się czuć. Nie zastanowiła się nad tym, że może to zaszkodzić ciąży pani Villa. Powinna była o tym pomyśleć. Była pewna, że Carrie zadręczała się tym, co się stało. A teraz jeszcze przez nią wylądowała w szpitalu.
Zwymyślała siebie w myślach za swój egoizm. Dopiero teraz, gdy wiedziała, że z Caroline wszystko będzie dobrze miała chwilę, by to przemyśleć. Zdawała sobie sprawę, że postąpiła źle. Jednak strach o życie jej malutkiej córeczki, przysłonił jej wszystko inne. Musiała to naprawić. Nie darowałaby sobie, gdyby coś stało się z dzieckiem jej przyjaciół.
Pięlegniarki nie były skłonne do współpracy. Mówiła, że była przyjaciółką rodziny, jednak dostały one od Davida surowy zakaz informowania kogokolwiek spoza rodziny o stanie zdrowia jego żony. Dopiero młody stażysta, który rozwoził posiłki na stalowym wózku, nieco omotany jej słowami, zdradził jej numer sali, w której znajdowała się Carrie.
Michelle niepewnie pokonała kilka korytarzy, które dzieliły ją od tego miejsca. Z jeszcze większym strachem dotknęła klamki. Była przerażona tym, co mogło na nią czekać za tymi drzwiami. Wzięła głęboki wdech i weszła do środka.
Była nieco zaskoczona tym, co zobaczyła. Cała sala tonęła w kolorowych kwiatach i rysunkach Pedro i Rico. Na środku stało łóżko, na którym leżała blada Carrie. Dziewczyna podeszła bliżej, jednak zauważyła, że jej przyjaciółka spała. Leżała na boku. Jedną rękę miała podłożoną pod głowę, drugą zaś położoną na brzuchu. Jakby w ten sposób chciała ochronić swoją nienarodzoną córeczkę.
Michelle zamierzała się wycofać i wrócić z powrotem później, zatrzymał ją jednak cichy głos, wymawiający jej imię. Odwróciła się i spojrzała niepewnie prosto w oczy przyjaciółki.
- Skąd wiedziałaś, że tutaj jestem?
- Spotkałam Davida na korytarzu - odpowiedziała jej równie cichym tonem. - Jak... Jak się czujesz?
- Już jest lepiej, chociaż ciągle czuję się strasznie zmęczona - powiedziała, przekręcając się na plecy. Próbowała usiąść, jednak nie miała siły podciągnąć wyżej poduszek.
- Pomogę ci - rzuciła ochoczo Mich i podeszła do niej.
- Dziękuję.
Po chwili Carrie już półleżała oparta na poduszkach. Jej dłonie ponownie powędrowały do brzucha. Michelle, zdążyła już zapomnieć jakim wspaniałym przeżyciem było czuć drugie serce bijące pod swoim. Jak wspaniale było przyłożyć rękę do własnego brzucha, tylko po to by poczuć delikatne ruchy maleńkiego człowieczka.
- A jak z dzieckiem? - zapytała Michelle, stając na swoim poprzednim miejscu.
- Naszej malutkiej kruszynce coś się pomyliło i postanowiła, że chce szybciej pojawić się na świecie. Na szczęście - dodała, widząc przerażoną minę dziewczyny - lekarzom udało się powstrzymać poród.
- Boże, Carrie - powiedziała Mich, przykładając dłoń do twarzy. - To wszystko moja wina. Przepraszam, nawet nie wiesz, jak bardzo jest mi przykro.
- To nie twoja wina...
- Doskonale sobie zdaję sprawę, że to wszystko przeze mnie - przerwała jej. - Gdyby nie to, że byłam zaślepiona strachem o Caroline, to wszystko nie miałoby miejsca. Wiedziałam, że nie możesz się denerwować, a nic z tym nie zrobiłam. - Do jej oczu napłynęły łzy. - Nie powinnam była was oskarżać. Teraz przeze wylądowałyście w szpitalu.
- O nas się nie martw. Wszystko będzie dobrze - odezwała się cicho Carrie, przywołując na twarz grymas, który miał udawać uśmiech. - Jak się czuje Caroline?
- Lepiej. Okazało się, że Alexis ma więcej przyzwoitości, niż myślałam - powiedziała drżącym głosem.
- Kiedy mają zamiar ją wypuścić do domu?
- Jeżeli nic się nie zmieni, to pojutrze będzie mogła ją zabrać - odpowiedziała cicho Michelle, po czym zapadła krępująca cisza.
Obie patrzyły na siebie, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Miały świadomość tego, że ich dotychczasowe relacje uległy zmianie. I choć chciały, by było tak jak wcześniej, wiedziały, że nie będzie to proste.
***
Zastanawiam się nad napisaniem drugiej serii. Wybijcie mi to z głowy, błagam.
PS. Obiecałam, że słoneczko znowu zaświeci i dotrzymałam obietnicy.
Alexis się zmienia? A to nowość. widzę, że chyba przemyślał sobie parę rzeczy, skoro nagle postanowił przypomnieć sobie, że jednak ma na tym świecie osóbkę, której pomógł przyjść na ten świat. Nie sądziłam jednak, że u Carrie i Davida będzie aż tak źle. Oby nic się nie stało malutkiej, proszę Cię!!!
OdpowiedzUsuńI rozwalił mnie Ben rwący się do bijatyki z Alexem. Chyba nie wie, na co się porywa hehe.
Hahahaha chociaż raz udało mi się być pierwszą z komentarzem, chyba częściej będę musiała przeglądać twittera:DDD
OdpowiedzUsuńswietny rozdzial :> ciesze sie ze Alexis sie zmienia chociaz z drugiej strony moze teraz namieszac ale.to dobrze bo bedzie ciekawiej. czekam na kolejny rozdzial ! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTa scena z misiem jest straszna. Jak Michelle mogła wyrzucić misia do kosza?! Zapomniałam chyba o tym, co on im zrobił. Może teraz nadszedł ten czas, kiedy się zmieni? Kiedy zrozumie, co stracił?
OdpowiedzUsuńBen jest taki męski i taki cholernie seksowny, gdy chce bronić swoje kobiety. Tak trzymać. Tylko niech nie zrobi krzywdy Alexisowi, ok?
Biedna Carrie. Nie pozwolisz chyba, zeby stracili dziecko, prawda? Takie malutkie Villątko musi żyć!
MA BYĆ DRUGA SERIA.
Z poważaniem,
~Kamila :)
A ja się nie dziwię, że Mich nie kupuje ani słowa z tego, co mówi Alexis, na jej miejscu chyba zaczęłabym go pięściami okładać. Zmienia się, fajnie, ale niech nie podchodzi to tego tak cholernie egoistycznie, że przyjdzie z misiem, zapyta o córkę i już jest tatusiem. Wrr, chyba mu długo nie wybaczę. Za to Ben jest przekochany, widać, że dba nie tylko o Mich, ale o małą Caro też. Tylko mam takie wrażenie, że jest zbyt dobry, zbyt porządny i taki cukierkowy stan może się nie utrzymać, jakaś brudna tajemnica może wyjść na jaw, a wtedy Alexis wkracza i bum!
OdpowiedzUsuńNo, ale nie wybiegajmy w przyszłość tak bardzo, poczekamy, zobaczymy.
I strasznie szkoda mi Carrie i Davida, rozumiem jego wkurzenie, dobrze jej powiedział, w gruncie rzeczy. Trzymam kciuki żeby im się wszystko ułożyło, a przyjaźń Carrie i Mich wróciła na dawne tory.
Podobał mi się ten rozdział, tak płynnie wszystko opisałaś, bardzo lubię Twój styl i Twoje opowiadania są jednymi z lepszych, jakie czytałam, serio (żadna tam wazelina) :)
Dzięki za info o rozdziale, czekam na następny!
Druga seria? TAK, POPROSZĘ! :D
P.S. Nie rozumiem ani słowa z tej piosenki, ale wpada w ucho.
hej;) zapraszam na opowiadanie o miłości ze sportem w tle. to mój pierwszy blog,może przypadnie ci do gustu;)
OdpowiedzUsuńhttp://you-can-fix-everything.blogspot.com/
Alexis... Nie wierze w jego przemianę... Jesli po tej sytuacji da za wygraną i nie wróci "bo tak bedzie mu wygodniej" to moze i dobrze dla Caroline i Mich,ale stracę dla niego resztki szacunku. To co zrobił dla... no właśnie córki? Nie powinien jej tak nazywać, ale to co zrobił dla Caroline ... no jednak sie liczy... Ale kurde.. niech nie miesza w zyciu Misch... życiu które już poukładała...
OdpowiedzUsuńA co do relacji Misch - David i Carrie ... Uff ciężko... Nie za dobrze to widzę... Ale mam nadzieje, że uda sie wspólnie, jakoś wrócic do tamtych relacji ... Ale muszą wszyscy razem nad tym pracować...
Michelle dobrze potraktowała Alexisa, który teraz chce być troskliwym tatusiem. Nie wierzę w jego nagłą przemianę, ale jest mi go trochę szkoda. Scena z misiem jest.. Wzruszająca :D
OdpowiedzUsuńBiedna Carrie! Gdyby stracili dziecko, to Villa chyba rozniósł by cały szpital, więc chyba im to darujesz :D
Czekam na nowy rozdział! (oby było więcej Villi :p)
PS. Cieszę się ze słoneczka, ale nie rozumiem z piosenki nic!
Michelle byłaby głupia, gdyby od razu wybaczyła to wszystko Alexisowi. Urocze, że chce się zmienić, no ale mógłby też to wszystko jakoś inaczej załatwić, przede wszystkim najpierw z Mich. "Gdy szperała w swojej pamięci, dziwiła się, że gdy wychodziła za niego za mąż nie zauważyła jaki był naprawdę." - to łamało serce, bo ja chcę ich znowu razem. ;c
OdpowiedzUsuńEhh, ale ciężka sytuacja z Davidem i Carrie. Nie dziwię się, że Mich tak bała się o córkę... Ale też wiadomo, że wypadki się zdarzają... Kurczę, niech im się uda wrócić do starych relacji, choć po takich przeżyciach nie będzie to łatwe... Ale pewnie Ty znowu wymyślisz coś takiego, że kompletnie wszystkich zaskoczysz. :D
Pisz choćby i pięć serii, ale niech Mich i Alexis będą na końcu razem! :D
rozdział świetny czekam na rozwój akcji; ****
OdpowiedzUsuńwww.gorzki-smak.blogspot.com zapraszam na nowość
OdpowiedzUsuńP.S. Twoj przeczytalam i myslalam ze skomentowałam. A jednak zawiodłam na całej linii. Musze teraz przypomniec sobie tresc i zostawic komnetarz tu i na Puyolu
Chyba zaczynam to powtarzać zbyt często, ale to Twoje najlepsze opowiadanie, jakie dotąd napisałaś. Absolutne arcydzieło, mistrzostwo. Jest to jedna z niewielu historii, podczas której czuję się, jakbym stała obok bohaterów i uczestniczyła we wszystkim, co się dzieje w ich życiu.
OdpowiedzUsuńJezu, Misch musi czuć się okropnie. dowiedziała się, że jej przyjaciółka prawie straciła dziecko. Ja rozumiem, że Caroline jest dla niej calym światem, ale nie powinna była tak reagować, to bło nie fair. Zwłaszcza, kiedy miała wiedzę, że żona Villi jest w zagrożonej ciąży. Bardzo trudno jej będzie odkuić tę winę. może nie tyle u niej, co u samego Davia, który, moim zdaniem, już nigdy nie będzie traktował jej chociażby w połowie tak, jak przed tym wypadkiem.
Nowy na pokaz-mi-jak-wyglada-niebo.blogspot.com:)
OdpowiedzUsuńChyba Alexis zaczął coś rozumieć i zmieniać się... Według mnie powinien mnie kontakt z córką mimo popełnionych błędów...
OdpowiedzUsuńNo no, bardzo dobrze wykonany rozdział. Czekam na to co wydarzy się potem. Mam nadzieje, ze powiadomisz mnie o nowym rozdziale na http://historyjkaojulce.bloog.pl/ . Zozolek :)
OdpowiedzUsuńNowość na athletic-corazon, i coś, co zaczęłam na co-mi-zrobisz-jak-mnie-zlapiesz.blogspot.com, jeśli masz ochotę, to zapraszam:)
OdpowiedzUsuńNowość na co-mi-zrobisz-jak-mnie-zlapiesz.blogspot.com, i nie wiem, czy czytasz, ale informuję, że nowość też na blogu przyjaciele-z-la-masii.blogspot.com:)
OdpowiedzUsuńDobra, tak w sumie to dopiero znalazłam tego bloga. No i przeczytałam wszystko niemalże na jednym wdechu! :D
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie strasznie wciąga, i podoba mi się jak najbardziej.
Alexisa przedstawiłaś tu jako najgorszego chama, prostaka, ale widać, że zaczyna chyba myśleć (bynajmniej w tym ostatnim rozdziale). Cieszę się w takim razie, że jakieś przebłyski zdrowego rozsądku się zdarzają.
Co do Michelle całkowicie rozumiem jej reakcję na słowa Alexisa, że chce się spotkać ze swoją córką. Ba! Ja ją absolutnie w tym popieram!
Wierzę, że ze zdrowiem małej Caroline wszystko będzie w porządku, no i że jakoś wstawisz kolejny rozdział.
Na pewno będę gościć tu częściej ;)
Jeśli chciałabyś, to zapraszam do siebie na http://how-much-i-need-you.blogspot.com/.
Poza tym, życzę mnóstwa weny, czasu i chęci na pisanie ;)
Pozdrawiam serdecznie! :)